Koronawirus i obrońcy zwierząt szkodzą hodowcom bydła
Jak hodowcy bydła mięsnego przetrwali pandemię koronawirusa? Czy mamy szansę na zwiększenie pogłowia tych zwierząt oraz spożycia wołowiny w Polsce? Czy obrońcy praw zwierząt rzeczywiście mają prawo zabierać je właścicielom?
Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego oraz rolnik i producent zwierząt w rozmowie z magazynem Hoduj z Głową Bydło opowiedział o aktualnej sytuacji związanej z pandemią koronawirusa, prognozach dotyczących rynku wołowiny, unijnych programach pomocowych oraz działalności organizacji ekologicznych i obrońców praw zwierząt.
Stado bydła limousine u prezesa
Mirosław Lewandowski: Jak Pan funkcjonował w swoim gospodarstwie w czasie pandemii koronawirusa?
Jacek Zarzecki: Ja osobiście nie odczułem szczególnie tej sytuacji w mojej codziennej pracy jako hodowcy. W tym czasie nie miałem praktycznie żadnego kontaktu z ludźmi z zewnątrz z wyjątkiem tych, którzy przebywali na terenie mojego gospodarstwa. W ogóle obserwuję, że jeśli chodzi o zachorowania wśród rolników, było ich dużo mniej niż w innych grupach społecznych.
Mirosław Lewandowski: Czy Pana zdaniem hodowcy bydła mięsnego i cały sektor wołowiny ucierpiał najbardziej na pandemii spośród wszystkich producentów rolnych?
Jacek Zarzecki: Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy będzie czuł się najbardziej dotknięty pandemią. Jednak patrząc obiektywnie na specyfikę produkcji bydła mięsnego, wydaje mi się, że rzeczywiście kryzys najbardziej dotknął nasz sektor. Przede wszystkich zadecydowały o tym ograniczenia eksportowe a przypominam, że 80 proc. naszej produkcji trafia poza granice Polski. Również mniejsze zapotrzebowanie na rynku HoReCa mocno w nas uderzyło.
Mirosław Lewandowski: Jak więc Pana zdaniem polscy hodowcy i producenci bydła mięsnego poradzili sobie w czasie pandemii?
Zmowa na rynku pasz. UOKiK nałożył milionowe kary
Jacek Zarzecki: Sytuacja z koronawirusem pokazuje, że najmniej spośród hodowców bydła mięsnego ucierpieli ci, którzy produkują zwierzęta czystorasowe. Są one cenionym towarem i eksportowym, na które teraz po otwarciu granic rośnie zapotrzebowanie. I mam nadzieję, że nasi hodowcy to zauważą i wkrótce zwiększymy pogłowie tego bydła w Polsce.
Mirosław Lewandowski: Czy możemy zaryzykować stwierdzenie, że sytuacja na rynku wołowiny powoli wraca do normy?
Jacek Zarzecki: Może stwierdzenie, że wracamy do normy nie jest jeszcze adekwatne do obecnej sytuacji, ale rynek powoli łapie oddech. Najważniejsze jest to, że uruchomione zostały hotele i restauracje w Polsce oraz w Europie.
Mirosław Lewandowski: Jak wygląda obecnie średnie spożycie wołowiny na jednego mieszkańca w Polsce?
Jacek Zarzecki: W zeszłym roku osiągnęło ono poziom 4 kilogramów i cieszę się, że z każdym rokiem rośnie. Przypomnę, że jeszcze w 2015 r. jedliśmy średnio około 1,2 kg. Obecna sytuacja ma duży związek z wszechobecną "burgeromanią". To budujące, ale musimy nieustannie zwiększać populację bydła mięsnego po to, żeby wykorzystywać ten potencjał i wciąż budować markę polskiej wołowiny.
Mirosław Lewandowski: Jak Pan skomentuje proceder odbierania zwierząt hodowcom przez organizacje, które walczą o ich prawa?
Cena bydła rzeźnego pnie się w górę
Jacek Zarzecki: Chcę przypomnieć, że decyzję o odbiorze zwierząt podejmuje gmina. Jeżeli więc dana organizacja nie złoży wniosku mogą być one zabrane gospodarzowi wyłącznie w sytuacji, w której możliwa jest utrata przez nie zdrowia lub życia. Wiem, że obrońcy praw zwierząt nie składają takich wniosków, zabierają zwierzęta, a te później znikają. Psy trafiają do adopcji, a bydło na rzeź. Ktoś na tym bardzo dobrze zarabia.
Mirosław Lewandowski: Czy zna Pan przypadki interwencji, podczas których obrońcy praw zwierząt zabierali rolnikom bydło?
Jacek Zarzecki: Tak, w zeszłym roku sam pisałem wyjaśnienia dotyczące 10 lub 11 spraw, a w sześciu byłem świadkiem w rozprawach sądowych dotyczących bydła. Pragnę zaapelować do wszystkich hodowców i posiadaczy zwierząt. Nie wpuszczające tych ludzi na swoje posesje. Oni sami nie mają prawa na nie wejść bez waszej zgody. Wiem, że przedstawiciele tych organizacji są to osoby, które nie mają zielonego pojęcia o produkcji zwierzęcej. Ja szanuję każdą pracę, ale nie chcę żeby dobrostan moich krów był oceniany np. przez panią Krysię z kiosku ruchu z centrum Warszawy, która chce odebrać mi zwierzęta tylko dlatego, że te przebywają na pastwisku czy na okólniku w błocie i wodzie.
Mirosław Lewandowski: Słyszałem, że obrońcy praw zwierząt posuwają się do gróźb wobec osób, które otwarcie z nimi dyskutują i wytykają błędy. Czy w Pana przypadku zdarzały się takie sytuacje?
Jacek Zarzecki: Tak, otrzymuję wiadomości, z których dowiaduję się jaki jestem złym i niegodziwym człowiekiem (śmiech dop. red.). A tak na serio, to otrzymuję pogróżki, a nawet groźby pobicia. Niestety ci ludzie są zdolni do wszystkiego, ale mnie nie przestraszą.
Całą rozmowę z Jackiem Zarzeckim można znaleźć w najnowszym wydaniu magazynu Hoduj z Głową Bydło nr 4/2020. ZAPRENUMERUJ.
- Książki warte polecenia: Sygnały racic|Rozród - Praktyczny przewodnik zarządzania rozrodem (Cow Signals)