Standardem staje się produkcja tuczników na poziomie tysiąca sztuk
- Nie rozumiem postawy polityków, którzy z jednej strony chwalą się wzrostem eksportu, a z drugiej chcą ograniczać produkcję w dużych gospodarstwach - mówi w wywiadzie Aleksander Dargiewicz, prezes zarządu Krajowego Związku Pracodawców Producentów Trzody Chlewnej POLPIG.
- Czy produkcja trzody chlewnej w Polsce ma sens? Patrząc na pogłowie, widać, że coraz więcej rolników ma dość cenowej huśtawki i zmienia profil działalności.
- Produkcja trzody chlewnej jak najbardziej ma sens. Jeżeli spojrzymy na prognozy FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa - red.) do 2030 roku, to wyraźnie widać, że drób i trzoda będą tymi wiodącymi, rozwojowymi sektorami. Szacuje się duży wzrost konsumpcji na świecie, a tym samym zapotrzebowanie na mięso drobiowe i wieprzowe będzie coraz większe. Powinniśmy wziąć to pod uwagę przy formułowaniu planów strategicznych dotyczących naszego rolnictwa.
Ceny tuczników w Europie pną się w górę
- W jakich gospodarstwach hodowla trzody chlewnej ma ekonomiczne podstawy?
- Towarzystwo Ekonomistów Polskich wyliczyło, że 400 sztuk jest taką graniczną wielkością, którą należy utrzymywać, aby zachować opłacalność produkcji. Oczywiście chodzi tutaj o gospodarstwa specjalistyczne, a nie wielokierunkowe. Jeżeli ktoś chce rzeczywiście specjalizować się w produkcji trzody chlewnej, musi wszystko dobrze zaplanować i policzyć, bo to zdecydowanie inwestycja na lata.
- Jakie są dziś europejskie trendy, jeżeli chodzi o wielkość produkcji?
- Standardem w wielu krajach Unii Europejskiej jest produkcja tuczników na poziomie tysiąca sztuk. Trendy są jednoznaczne - specjalizacja i zwiększanie produkcji. Zresztą w Polsce również widać, że coraz więcej rolników podąża za tymi trendami, bo jest jeszcze wiele do zrobienia. Jeżeli porównamy zagęszczenie liczby świń w stosunku do powierzchni terytorium naszego kraju, to okaże się, że mamy jedno z najmniejszych w Unii Europejskiej. Polska ma duży potencjał rozwojowy w przeciwieństwie do krajów Europy Zachodniej.
- Z resortu rolnictwa płyną głosy, że nasz kraj nie potrzebuje już dużych gospodarstw towarowych, bo z powodzeniem ich miejsce zajmą mniejsze gospodarstwa rodzinne, a dostarczane produkty będą lepszej jakości. To słuszny kierunek?
- Wydaje się, że takie podejście jest błędne, ponieważ zmniejszając skalę produkcji, osłabimy eksport. Przypomnę tylko, że w 2020 r. polski eksport artykułów rolno-spożywczych przekroczył wartość 34 mld euro i tym samym został pobity kolejny rekord. Czyja to zasługa? Na pewno nie małych gospodarstw, a podmiotów wielkoobszarowych, które z powodzeniem konkurują na światowych rynkach.
Myśliwi i weterynarze sprawdzą na dzikach szybki test na ASF
- Minister Puda czy komisarz Wojciechowski widzą to jednak zupełnie inaczej...
- Pamiętajmy, że eksport jest kluczowy dla naszej gospodarki i tylko wyspecjalizowane gospodarstwa są w stanie dostarczać kontrahentom produkty w powtarzalnej jakości i dużych partiach. Nie rozumiem postawy polityków, którzy z jednej strony chwalą się wzrostem eksportu, a z drugiej chcą ograniczać produkcję w dużych gospodarstwach.
- Rozdrobniona struktura agrarna polskiego rolnictwa to problem czy zaleta w świetle planów dotyczących nowej Wspólnej Polityki Rolnej?
- Rozdrobniona struktura jest obciążeniem i potwierdzono to w analizie SWOT do Planu Strategicznego. Specjaliści zwrócili uwagę, że jest to problemem polskiego rolnictwa i zastanawiam się, dlaczego struktura, która była przedstawiona w analizie jako słaba strona, ma być kontynuowana. Bardziej powinniśmy stawiać na gospodarstwa rozwojowe, a nie socjalne, które są uzależnione od dotacji.
- W naszym społeczeństwie występuje dość głęboko zakorzeniony mit drobnych gospodarstw, które mają kury, dwie świnie i krowę jako "zdrowego" fundamentu rolnictwa.
- To patrzenie na polskie rolnictwo przez pryzmat przeszłości. Dziś są zupełnie inne czasy i nie ma powrotu do tego, co było kiedyś. Na szczęście w Polsce jest coraz więcej średniej wielkości gospodarstw, które mają potencjał rozwojowy i warto je wspomagać. Pamiętajmy jednak, że mają potencjał w zaspokajaniu wyłącznie rynków lokalnych, a nie globalnych planów eksportowych.
Światowa produkcja wieprzowiny wyższa niż mięsa drobiowego?
- Co z cenami żywności?
- Podmioty produkujące lokalnie na pewno nie będą konkurencyjne cenowo. Ich rolę widzę jako dostawców wysokiej jakości mięsa, które siłą rzeczy będzie droższe. Chodzi o to, że im mniejsza skala produkcji, tym większe koszty i w rezultacie konsument będzie musiał za to zapłacić.
- Czy zastąpienie dużych, wyspecjalizowanych gospodarstw przez mniejsze podmioty w perspektywie kilkunastu lat jest w ogóle możliwe?
- Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że nie jest to możliwe. Wydaje się, że gospodarstwa rodzinne i przedsiębiorstwa rolne powinny działać równolegle z ukierunkowaniem na różne rynki. Zastąpienie jednych drugimi nie wchodzi w grę.
Rozmawiał Krzysztof Zacharuk
* Aleksander Dargiewicz od października 2019 roku jest prezesem zarządu Krajowego Związku Pracodawców Producentów Trzody Chlewnej POLPIG. Dargiewicz od ponad 30 lat jest zawodowo związany z sektorem produkcji żywca wieprzowego.
- Rolnictwo bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś