Na wołowinie można zarobić. Producenci muszą iść w jakość
Możemy ubolewać nad tym, że statystyczny Polak zjada tylko lekko ponad 3 kilogramy wołowiny. Ale tak jest, taka jest rzeczywistość i tego, póki co, się nie zmieni - mówił podczas posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa wiceminister Tadeusz Romańczuk.
Przedstawiając informację na temat strategii rozwoju wołowiny w Polsce, wiceszef resortu rolnictwa zapewniał, że ten sektor jest wspierany m.in. w ramach płatności bezpośrednich, Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-2020 czy Strategii promocji żywności.
Pod Łodzią będzie jak na Dzikim Zachodzie. Aukcja bydła już w styczniu
- Natomiast w 2016 r. sześć organizacji związanych z sektorem wołowiny podpisało porozumienie, którego celem było opracowanie strategii "Polska Wołowina 2022. Strategia rozwoju rynku". W trakcie prac uwagi zgłaszają ministerstwo, Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa oraz Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, a obowiązujące instrumenty wsparcia wpisują się w założenia projektowanej strategii. Tym niemniej strategia wskazuje szereg innych działań, które nie są obecnie realizowane, a przykładem może być pomoc w zakupie zwierząt - wskazywał wiceminister.
Prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego Jacek Zarzecki wymieniał, że spożycie wołowiny w Polsce w roku 2015 było na poziomie 1,2 kg, w 2017 r. wyniosło 3,3 kg, a prognoza na 2018 r. zakłada, że będzie to 3,4 kg.
Spożycie wołowiny rośnie, ale ciągle stanowi ułamek rynku
- Nie mówię z tylko z perspektywy prezesa związku. Sam jestem hodowcą i w woj. warmińsko-mazurskim mam stado 70 krów mamek rasy limousine. Dzisiaj prowadzę gospodarstwo i widzę wzrost opłacalności produkcji - zapewniał Zarzecki.
Jak dodawał, Polska jest siódmym producentem wołowiny w Europie i drugim eksporterem, zaraz po Irlandii. Eksportujemy około 90 proc. naszej produkcji.
- Polska wołowina jest hitem eksportowym i choćby niektórzy próbowali mówić, że jest źle, to tak nie jest. Ale czekają nas wielkie wyzwania w ciągu najbliższych lat. Za chwilę będziemy mieli sytuację związaną z brexitem. Wołowina irlandzka właśnie tam znajdowała rynek zbytu, a za moment irlandzki towar trafi na wewnętrzny rynek europejski. Dzisiaj w Polsce potrzebujemy jednego, ramowego programu wsparcia produkcji wołowiny - zaznaczał szef PZHiBM.
Nie ukrywał, że problemem jest fakt, iż Polska jest importerem netto cieląt. Bo to oznacza, że pogłowie bydła ras mięsnych przeznaczonych do opasu jest u nas niewystarczające.
Wołowina i bydło mięsne potrzebują promocji
- Polski rynek wołowiny jest dlatego kulawy, że bardziej cenne części mięsa wołowego wyjeżdżają na Zachód, bo tam są wyższe ceny. Tylko w niektórych domach są znawcy wołowiny i ci, co lubią to mięso. Wtedy szukają na rynku dobrej wołowiny, którą trudno dostać. Raz kupuje się kawałek wołowiny ze starej krowy, która ma 10 lat, a raz się kupuje z byka, który ma 400-500 kg czy 600 kg. Mięso jest zupełnie innej wartości. Ale jak się ktoś raz zrazi do wołowiny, bo mięso musi gotować czy przyrządzać przez cały dzień albo pół dnia, to następnego dnia kupi kurczaka, którego przygotuje w 15 minut, a do tego jeszcze kupi go za pół ceny w stosunku do ceny wołowiny - obrazował Szmulewicz.
W jego opinii konieczna jest szeroko rozumiana promocja wołowiny, ze wskazaniem, jak wybrać i znaleźć w sklepie dobrą wołowinę.
- Ostatnio na posiedzeniu COPA-COGECA i Komisji Europejskiej mówiło się o tym, że trzeba ograniczyć produkcję wołowiny i dlatego powinniśmy przewartościować nasz sposób funkcjonowania i myślenia. Musimy produkować nie tę najtańszą wołowinę, bo dzisiaj konkurujemy na rynkach europejskich i na rynkach eksportowych nie jakością, tylko ceną. Sprzedajemy ćwierci, a nie sprzedajemy gotowych elementów, które osiągają dużo lepsze wartości finansowe. Dlatego jako hodowcy i producenci powinniśmy iść właśnie w jakość, w poprawę genetyki - przekonywał Jacek Zarzecki.