Czeskie rozwiązania mają ochronić Wielkopolskę przed wirusem
- Nie bagatelizujemy przypadków afrykańskiego pomoru świń u dzików w woj. lubuskim - mówił Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa. Teren, na którym znaleziono martwe osobniki został ogrodzony i jest przeszukiwany.
Jak zauważył szef resortu rolnictwa, w tym roku było o połowę mniej niż rok wcześniej ognisk tej choroby u świń, co oznacza, że bioasekuracja daje rezultaty. Jest natomiast problem ze zwalczeniem choroby u dzików i od początku roku do końca listopada znaleziono 2,1 tys. padłych, chorych.
Alert w Wielkopolsce. Z ASF trzeba walczyć wspólnie
Przypadki ASF w woj. lubuskim i dolnośląskim świadczą, że wirus przeniósł się w nowe regiony Polski. W ocenie Ardanowskiego musiał to spowodować "czynnik ludzki". Prawdopodobnie dziki zaraziły się od wyrzuconego jedzenia z wirusem ASF.
Jak mówił, ASF powszechnie występuje na Ukrainie i nie jest tam zwalczany. W Polsce pracuje ok. 1,5 mln obywateli tego kraju, którzy przywożą produkty mięsne od siebie, bo są tańsze, to może być przyczyną pojawienia się chorych dzików w woj. lubuskim.
Taka sama przyczyna choroby była w Czechach. Tam udało się ją zwalczyć poprzez ogrodzenie terenu, gdzie znaleziono zakażone dziki, i ich wybicie. W Polsce podjęto podobne działania.
- Zostały podjęte bardzo rygorystyczne działania, ze względu na to, że te 21 przypadków zdarzyło się na stosunkowo niedużym terenie. Zdecydowaliśmy, że trzeba go ogrodzić i zastosować czeskie rozwiązania - poinformował Ardanowski. Podkreślił, że na razie choroba nie zaatakowała żadnego stada świń.
Rzeźnicy o dramacie na rynku wieprzowiny. Branży grozi upadek
Pierwszy płot został wybudowany w ciągu kilku dni i miał długość 36 km, a następny - gdy znaleziono padłe dziki poza tym ogrodzeniem - miał ponad 50 km. Teraz budowane jest następne ogrodzenie o długości 56 km. Cały czas wojsko przeszukuje teren.
- Oddzielamy płotem województwo wielkopolskie, gdzie jest największa hodowla świń w Polsce. Pomimo że na ogrodzenia zostały wydane miliony złotych, to takie działania są konieczne - zaznaczył minister. Dodatkowo są zrobione "odłownie" dla dzików, ale te mają jeszcze dużo pokarmu na polach i nie przychodzą do nich.
Szef resortu zaznaczył, że wciąż pokutuje niechęć do odstrzału dzików. Rozmowy z szefami Polskiego Związku Łowieckiego nie przynoszą efektów, bo mimo zapewnień w Warszawie o odstrzale dzików nie realizują ich okręgi i koła łowieckie.
- Do mnie docierają informacje, że część myśliwych jest zniechęcanych do polowań przez zarządy kół łowieckich. Są informacje o tym, że prowadzone pod przymusem polowania odbywają się tam, gdzie dzików nie ma. Jest to działalność na szkodę, bo jeżeli myśliwy nie dokonają odstrzałów dzików, to choroba może się rozszerzać - ocenił minister.
Wiele pytań w związku z ASF. Znamy na nie odpowiedzi
Jak mówił, na tym pierwszym terenie, ogrodzonym 36 km płotem, według Europejskiego Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), powinno przebywać 6-7 dzików, a jest ok. 200. To pokazuje jak nadmiernie wzrosła populacja dzików.
- Środowiska proekologiczne nie powinny się martwić, że myśliwi zlikwidują cały gatunek dzików, bo gdy choroba ustanie, to odbudowanie populacji zwierząt nastąpi szybko, ale bez pomocy myśliwych nie można nad tą chorobą zapanować - podkreślił na Ardanowski.
- Więcej pytań związanych z ASF-em od hodowców oraz odpowiedzi, które zostały na nie udzielone znajdziesz w aktualnym numerze Hoduj z Głową Świnie nr 6/2019. ZAPRENUMERUJ