Akwakultura chce rekompensat. Hodowcy mają argumenty
Jeżeli nie będzie wsparcia finansowego dla działalności rybaków akwakulturowych, państwo straci możliwość zatrzymania sporych ilości wody. A jest to bardzo ważne choćby w kontekście coraz częściej występujących deszczy nawalnych, czy suszy.
Podczas obrad sejmowej komisji gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej wrócił po raz kolejny temat planowanego przesunięcia środków unijnych na rzecz rybactwa morskiego kosztem śródlądowego. Gospodarstwa karpiowe miałyby stracić otrzymywane dotychczas tzw. rekompensaty wodno-środowiskowe.
Rekompensaty wodno-środowiskowe dzielą resorty
- Mówienie o tym, że pieniądze wodno-środowiskowe zaniżają cenę karpia, jest nieprawdą. Fundusze, które mieliśmy skierować na obiekty, które 30-40 lat nie były odnawiane, musieliśmy przenieść w miejsce, gdzie miały iść środki wodno-środowiskowe. I nie mamy pieniędzy na inwestycje - narzekał Marek Ferlin, prezes zarządu Polskiego Towarzystwa Rybackiego.
Katarzyna Stachowicz z zarządu Związku Producentów Ryb wyliczała, że produkcja ryb stawowych i bałtyckich w Polsce warta jest 590 mln zł - odpowiednio 370 mln zł (63 proc.) i 220 mln zł (37 proc.). Mimo to na tę mniejsza ma trafić znacznie większe wsparcie. Jak przekonywała ryby są pewnym dodatkiem do kultury retencjonowania wody.
- Karp pojawił się w Polsce tysiąc lat temu w związku z innowacją technologiczną, jaką było zatrzymywanie wody na najniżej położonych terenach. Kilka do kilkunastu procent wody jest retencjonowanych przez stawy śródlądowe. Jeżeli państwo wycofa się z tej działalności, to proszę sobie wyobrazić, że przez sekwencję naturalnego wypłycania się niezalanego stawu po roku jest on zakrzaczony, po dwóch latach średnio zadrzewiony, a po dziesięciu latach wyrwanie karpi jest niemożliwe. Są to miliardowe inwestycje w skali państwa - wskazywała przedstawicielka ZPR.
KRIR: nowe Prawo wodne jest uciążliwe i kosztowne dla rolników
Swoje wywody poparła przykładem z własnego gospodarstwa rybackiego. - Długość mojego doprowadzalnika wynosi 13 km i mam obowiązek wycinać go i pogłębiać. Jest poprowadzony przez grunty ok. 200 innych gospodarstw rolnych. W tej sytuacji gospodarstwo powstałe dwieście lat temu melioruje ok. 200 gospodarstw chłopskich na powierzchni dwóch gmin - podkreślała Stachowicz.
Nie ukrywała, że wściekli już rybacy myślą o porzuceniu działalności i np. obsadzeniu terenów stawów borówką. Zwłaszcza w kontekście nowego Prawa wodnego i obarczenia hodowców ryb opłatami za wodę.
- Państwo obciążyło mnie nowym podatkiem od wody, a przecież to ja świadczę usługi w zakresie jej oczyszczania. Ryba nie zużywa wody, ponieważ jej nie pije. Gromadzę wodę i utrzymuję kilometry grobli, rozprowadzam na szerokim obszarze, a później oddaję w czasie, kiedy zaczyna jej brakować - argumentowała Stachowicz
Rybacy morscy dostaną wsparcie? Resort chce przesunąć dopłaty
W obronie rekompensat wodno-środowiskowych wystąpił też Andrzej Abramczyk, inny przedstawiciel Związku Producentów Ryb. Jak mówił, reprezentuje troszeczkę odmienną dziedzinę rybactwa - śródlądowe. Prowadzi gospodarstwo rybackie na jeziorach, a to nie jest akwakultura.
- Boję się, że jeżeli zostaną osłabione gospodarstwa akwakultury przez niewypłacenie, bądź ograniczenie w znacznym stopniu pieniędzy z dopłat wodno-środowiskowych, może to pociągnąć za sobą upadek gospodarstw rybackich śródlądowych, dlatego że prawie 80 proc. materiału zarybieniowego pozyskujemy, kupujemy od gospodarstw akwakultury – przestrzegał.
Przedstawiciele ministerstwa gospodarki morskiej zapewniali, iż wszystkie uwagi w tym zakresie są brane pod uwagę.
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś