NIK: fermy zwierząt w Polsce to bomba ekologiczna
Wielkoprzemysłowe fermy zwierząt są często bardzo uciążliwe dla osób mieszkających w ich sąsiedztwie i środowiska naturalnego - twierdzi w raporcie Najwyższa Izba Kontroli.
Zdaniem NIK, nadzór nad fermami wielkoprzemysłowymi jest dziurawy, bo wyznaczone do kontroli instytucje nie współpracują ze sobą tak, jak powinny: mają rozbieżne dane i nie wymieniają się informacjami.
Wykorzystują to niektórzy właściciele ferm i, w zgodzie z prawem, dzielą "na papierze" duże fermy na mniejsze. Podlegają dzięki temu mniej rygorystycznym przepisom, co sprawia, że ich fermy są bardzo uciążliwe dla sąsiadów i środowiska.
Jest ich coraz więcej
W Polsce działają 864 wielkoprzemysłowe fermy zwierząt. Od roku 2010 r. ich liczba wzrosła o 112. Mają one ogromny wpływ na jakość i warunki życia ludzi mieszkających w ich sąsiedztwie, zwłaszcza najbliższym - podaje NIK.
Fermy wydzielają uciążliwe odory. Poza tym niewłaściwe magazynowanie, wylewanie i utylizowanie powstających w fermach ogromnych ilości nieczystości (np. gnojowicy, obornika) prowadzi do poważnych zagrożeń dla środowiska naturalnego i zdrowia człowieka (np. nadmierne nawożenie gleb odchodami zwierzęcymi zanieczyszcza wody gruntowe).
Tak omija się prawo
W świetle obowiązującej ustawy Prawo ochrony środowiska, właściciele ferm wielkoprzemysłowych mogą bez trudu obchodzić przepisy dot. ochrony środowiska.
Teoretycznie do prowadzenia fermy wielkoprzemysłowej potrzebne jest tzw. pozwolenie zintegrowane, nakładające na właścicieli wiele wymogów związanych z ochroną środowiska: takie fermy muszą np. przestrzegać warunków poboru wód i emisji hałasu, prawidłowo wykorzystywać energię, a także przestrzegać zasad wykorzystania wytwarzanych na fermie odchodów zwierzęcych jako nawozu naturalnego.
Fermy wielkoprzemysłowe podlegają też systematycznej (raz w roku lub co dwa lata), planowej kontroli Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska. W praktyce szansę uniknięcia tych wszystkich wymogów daje podział fermy.
Mniejsze fermy nie mają bowiem obowiązku posiadania pozwolenia zintegrowanego. W zależności od wielkości wymaga się od nich jedynie tzw. pozwoleń sektorowych, które są o wiele mniej rygorystyczne.
W przypadku średnich ferm (do 1500 tuczników, 600 macior lub 40 tys. kur) istnieje tylko obowiązek zgłaszania prowadzonej działalności do Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska. Jeszcze mniejsze fermy (poniżej 429 tuczników, 171 macior lub 15 tys. kur) nie mają nawet tego obowiązku.
Sprytne sztuczki
NIK zwraca uwagę, że część właścicieli ferm wielkoprzemysłowych wykorzystuje tę prawną furtkę i formalnie, w urzędowej dokumentacji dzieli swoje gospodarstwa na mniejsze, choć w rzeczywistości nie przeprowadza żadnych zmian.
Powstałe w wyniku formalnego wyodrębnienia małe podmioty działają nadal w ramach jednego organizmu fermy wielkoprzemysłowej, tyle, że już bez konieczności występowania i przestrzegania zapisów pozwolenia zintegrowanego.
Często taki podział ferm polega jedynie na wydzierżawieniu lub użyczeniu kilku jej budynków innej osobie, np. komuś z rodziny.
W 2012 r. właścicielka fermy drobiu w miejscowości T., uzyskała pozwolenie zintegrowane. W trakcie kontroli w lipcu 2013 r. przedstawiła umowę użyczenia zawartą między nią a jej córką, na mocy której dwa kurniki zostały podzielone. Dzięki temu pozwolenie zintegrowane wygaszono i fermę zwolniono od stosowania wielu wymogów, które musiała wcześniej spełniać.
W latach 2011-2013 kontrole tylko jednej wojewódzkiej inspekcji ochrony środowiska (w Warszawie) ujawniły podział 13 ferm drobiu i trzody chlewnej. W ten sposób powstało 31 mniejszych ferm, które nie musiały już posiadać pozwolenia zintegrowanego.
Na przykład Gospodarstwo Rolne w S., prowadzące 3134 stanowiska dla tuczników, nie posiadało wymaganego pozwolenia zintegrowanego i nie spełniało wynikających z niego wymogów. Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska wszczął więc procedurę, wstrzymującą działalność fermy.
Jednak już w trakcie postępowania został poinformowany, że ferma ta została podzielona na dwa odrębne podmioty, niepodlegające już przepisom zobowiązującym do uzyskania pozwolenia zintegrowanego. Inspektorowi Ochrony Środowiska pozostało jedynie umorzenie postępowania w sprawie zamknięcia fermy.
Wnioski były wcześniej
Izba wnioskowała o zmianę przepisów w tej sprawie już podczas poprzedniej kontroli wielkoprzemysłowych ferm trzody chlewnej w 2006 r.
Zgodnie z sugestią NIK planowano wprowadzenie przepisów zobowiązujących do posiadania pozwolenia zintegrowanego niezależnie od formalnie dokonanych podziałów ferm wielkoprzemysłowych w ramach nowelizacji ustawy Prawo ochrony środowiska.
Jednak po konsultacjach społecznych planów zaniechano. Wyniki obecnej kontroli NIK potwierdziły, że proceder celowego podziału ferm wielkoprzemysłowych nadal istnieje.
Problem nieprzyjemnych zapachów nadal nieuregulowany
Wpływające do władz i inspekcji lokalnych, skargi na działalność ferm wielkoprzemysłowych dotyczą głównie wytwarzanego przez nie odoru i hałasu.
Tymczasem ustalenia kontrolerów NIK wykazały, że wciąż nie wypracowano skutecznego sposobu przeciwdziałania uciążliwości zapachowej, pomimo tego, że Ministerstwo Środowiska pracowało nad odpowiednią ustawą pięć lat.
Wielokrotnie zmieniano założenia projektu tej ustawy, prowadzono kolejne konsultacje międzyresortowe i społeczne, aż wreszcie, podjęto decyzję o zaniechaniu prac, ze względu na duży sprzeciw samorządowców i przedstawicieli poszczególnych branż gospodarki.
Urzędnicy: to się nie uda
Ministerstwo Środowiska oceniło, że obecnie nie ma możliwości przeprowadzenia z sukcesem procesu legislacyjnego projektu ustawy "odorowej" i sprawa uciążliwości zapachowej wróciła do uzgodnień międzyresortowych.
Ministerstwo Środowiska we współpracy z właściwymi resortami (m.in. z ministerstwami rolnictwa i zdrowia) nie chce tworzyć nowej ustawy, tylko zmieniać obowiązujące przepisy tak, aby wyeliminować problem zapachów wydobywających się z ferm.