ASF. Człowiek jedyną niewiadomą w walce z chorobą
Afrykański pomór świń jest w Polsce pod kontrolą, ale niestety mimo to choroba wciąż powoli się szerzy. Dzieje się tak dlatego, że nie ma fizycznej możliwości wybicia wszystkich dzików, nie ma także szczepionki. Jednak najczęstszym wektorem wirusa w kraju jest człowiek.
- Temperatura ciała u chorego dzika już 24 godziny od zakażenia wzrasta do 42 stopni Celsjusza. On nie jest w stanie przemieścić się na tak duże odległości, a maksymalnie na 200-300 metrów i po 5-6 dniach ginie. To zatem nie dziki roznoszą wirusa na dalekie odległości tylko człowiek - mówił prof. dr hab. Zygmunt Pejsak z Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach podczas targów Ferma, które trwają w Łodzi.
Pierwsze dwa ogniska afrykańskiego pomoru świń były spowodowane przez dziki. Już trzecie to wina człowieka, który karmił świnie zlewkami. Po pierwsze jest to zabronione w Polsce. Po drugie w tych zlewkach był właśnie wirus. Zlewki z resztą były także powodem wybuchu kilku kolejnych ognisk ASF.
Wirus ASF potwierdzony w zwłokach kolejnych dzików
Niektórzy hodowcy trzody chlewnej sami wprowadzili sobie wirusa do chlewni kupując od handlarzy warchlaki niewiadomego pochodzenia. Co ciekawe ci sami rolnicy, którzy po zakupie zwierząt widzieli objawy chorobowe dalej je kupowali. To skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie zaowocowało wybuchem wielu ognisk.
Jedno ognisko było jednak wypadkową wielu niekorzystnych zdarzeń. Hodowca zbierał słomę w belach z pola, gdzie były szczątki padłych dzików. Jedną z nich rozrzucił w kojcu świń. Drugiego dnia zauważył tam kość. Badania potwierdziły tylko fakt, że pomór został do chlewni zawleczony.
- Zdrowe dziki przemieszczają się dziennie maksymalnie na odległość 5-7 kilometrów, a chore na kilkaset metrów. Mapy z naniesionymi przypadkami ASF to potwierdzają. Potrafimy zatem przewidzieć ich zachowanie. Niestety największą niewiadomą pozostaje ciągle człowiek. Apeluję więc o rozwagę i przestrzeganie zasad bioasekuracji - mówił prof. Pejsak.
Hodowcy podczas targów Ferma dziwili się, dlaczego nie można w naszym kraju zlikwidować całego pogłowia dzików. Prof. Pejsak tłumaczył, że jest to niemożliwe podobnie jak niemożliwe jest całkowite pozbycie się wirusa z populacji tych zwierząt.
- Służby weterynaryjne muszą kontrolować tę chorobę a hodowcy, którzy będą się zachowywać odpowiedzialnie nie mają się czego obawiać. Jeżeli my sami nie wprowadzimy sobie wirusa do chlewni to nikt inny tego nie zrobi - podsumował prof. Zygmunt Pejsak.
- Książki warte polecenia: Sygnały świń