Aby pokonać wroga, trzeba go najpierw precyzyjnie zlokalizować. Niestety, największą trudnością jest właśnie rozpoznanie. - Zarażone alpaki bardzo często wyglądają jednak całkowicie zdrowo, a dopiero po kilku miesiącach czy latach okazuje się, że są nosicielami śmiertelnej bakterii – mówi Joanna Najbar. Dodaje również, że wskazówką mogą być objawy takie jak – przewlekłe osłabienie, utrata wagi , kaszel, przyspieszony oddech, czy dolegliwości żołądkowo – jelitowe, jak np. biegunka, choroby skóry. W razie jakichkolwiek podejrzeń choroby u alpak należy zwrócić się o poradę do lekarza weterynarii, a jeżeli zwierzę zdechło wykonać sekcję zwłok.
Gruźlicę u wielbłądowatych diagnozuje się za pomocą pojedynczej śródskórnej tuberkulinowej próby porównawczej (SICTT). Jest to urzędowa metoda przesiewowa wykrywania gruźlicy, stosowana w wielu krajach. Jest to także jedyna uznana w większości krajów próba przyżyciowej diagnostyki gruźlicy u wielbłądowatych. Skuteczność tej metody to 14%-20%. Ujemny wynik nie oznacza jednak, że zwierzę nie było zakażone. Zwierzę mogło znajdować się we wstępnych stadiach zakażenia, cierpieć na zmiany trudne do wykrycia albo ulokowane nietypowo w organach ciała, które nie są rutynowo badane. Zatem ponad 80% chorych zwierząt w tym teście zostanie uznane za zdrowe.
Najdokładniejszą metodą jest kombinowany test serologiczny którego czułość wynosi do 77,1%.
- Niestety, w Wielkiej Brytanii, pomimo ogromnego ryzyka, badania nadal są dobrą wolą hodowców. Ze względu na to, iż test śródskórny nie daje żadnej odpowiedzi a test serologiczny jest drogi hodowcy bardzo rzadko decydują się na zbadanie całego stada. Z kolei w Polsce nie obowiązują żadne przepisy regulujące zasady zakupu alpak zza granicy - twierdzi Joanna Najbar. - W ten sposób gruźlica może bardzo szybko rozprzestrzenić się także w Polsce i innych państwach europejskich. Niektóre kraje jak Austria czy Niemcy nie zezwalają na udział w wystawach i nie rejestrują zwierząt pochodzących z Wielkiej Brytanii - dodaje.
Wśród miłośników tego gatunku, a nawet w gronie niektórych zootechników panuje błędne przekonanie, że alpaki są niewymagające i mało jedzą - mówi Joanna Najbar, opiekunka 40 alpak, które hoduje w...
Ryzyko można zmniejszyć
Zmniejszenie ryzyka jest trudne, ale możliwe. Właścicielka gospodarstwa Coniraya zaznacza, że podstawową zasadą jest izolowanie zwierząt, które przybyły do gospodarstwa lub wróciły z wystawy czy rozrodu. Dopuszczenie ich do kontaktu ze stadem po odbyciu kwarantanny powinno być uzależnione od pozytywnego wyniku badań, ale zawsze obarczone jest ryzykiem. Przejazdy w niebezpieczne miejsca powinny być ograniczane do minimum.
Pomimo dostępu do informacji, świadomość o zagrożeniu gruźlicą z Wielkiej Brytanii wśród hodowców alpak jest wciąż niewielka. Lekceważenie tego tematu może być zaś niezwykle groźne dla zwierząt, ludzi, a także dla całej Polski, jako eksportera bydła. Ze względu na brak obowiązujących przepisów, ryzyko należy ograniczać na własną rękę. W oczekiwaniu na reakcję ustawodawcy, warto wykonywać badania i zachować wszelkie środki ostrożności. Tylko w ten sposób można uchronić się przed tą śmiertelną chorobą. Zdecydowanie nie zaleca się kupowania zwierząt z rejonów z dużym ryzykiem gruźlicy.