Żywiec wołowy w Polsce musi być droższy
Niskie spożycie wołowiny na jednego mieszkańca, niskie ceny skupu w zakładach mięsnych w naszym kraju, niejasne oznakowanie produktów, mięso pochodzące od bydła ras mlecznych i wreszcie brak współpracy hodowców z przemysłem przetwórczym. To największe bolączki producentów bydła mięsnego w Polsce.
Wszyscy producenci rolni starają się spełniać wymogi narzucane im przez przetwórców. W przypadku hodowców bydła mlecznego, mimo powoli ustępującego kryzysu, ceny surowca są na poziomie gwarantującym opłacalność. Tymczasem hodowcy bydła mięsnego ciągle nie mogą liczyć na satysfakcjonujące ich stawki w skupie.
Wołowina nadal mało popularna w Polsce. 74 proc. produkcji trafia na eksport
- Musimy zmusić przemysł mięsny do tego, żeby nasza praca była godziwie wynagradzana. Nie może być tak, że staramy się z całych sił, inwestujemy w genetykę, produkujemy doskonałe buhaje, a otrzymujemy za nie niską cenę - mówi Zygmunt Jodko, prezes spółki Agro Bieganów utrzymującej stado rasy limousine.
Polska eksportem wołowiny stoi, to niezaprzeczalny fakt. Według prognoz Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarski Żywnościowej, w 2015 r. eksport bydła, mięsa wołowego i przetworów wyniesie ogółem 358 tys. ton. Nie każdy może sobie jednak pozwolić na eksport opasów np. do Grecji.
- Żeby produkcja opasów była opłacalna nasze zakłady mięsne muszą płacić ponad 9 zł za buhaje w wadze 650-680 kg. Są w naszym kraju ubojnie które tyle właśnie oferują i to bez uboju rytualnego, ale niestety należą do nielicznych - mówi Zygmunt Jodko.
Więcej na temat polskiego rynku wołowiny będzie można przeczytać w Hoduj z Głową Bydło nr 1/2016. ZAPRENUMERUJ