Słynne krowy z Deszczna znalazły bezpieczny azyl
Stado "dzikich" krów z Deszczna (Lubuskie) znalazło azyl. Przygarnął je rolnik z Lipek Wielkich w podgorzowskiej gminie Santok. Tam mają spędzić resztę życia.
Trwa ich przewożenie. U nowego właściciela mają zapewnione rozległe pastwiska i opiekę - poinformował pełnomocnik szefa Biura Ochrony Zwierząt w Zielonej Górze Bartosz Krieger.
Krowom z Deszczna grozi rzeźnia
- Przy przekazaniu zwierząt z nowym właścicielem (rolnikiem z Lipek Wielkich - PAP) zawarto umowę, która gwarantuje utrzymanie tych zwierząt do ich naturalnej śmierci bez możliwości ich eksploatacji, czyli z tych zwierząt nie będzie pozyskiwane mięso i mleko, a samice nie będą zacielane w celu pozyskiwania cieląt. Zostało to obwarowane odpowiednią karą umowną i prawem do przeprowadzania przez BOZ kontroli w tym zakresie - powiedział PAP Krieger.
Dodał, że zwierzęta są pozbawione tzw. paszportów, co gwarantuje, że od strony formalnej nie będą mogły zostać przekazane do uboju. U nowego właściciela stado ma do dyspozycji duży otwarty teren. Krowy i cielaki będą tam oddzielone od byków. W stadzie są teraz 193 zwierzęta.
Czy krowy są największym zagrożeniem dla środowiska?
- Zostały tam przewiezione już krowy i cielęta. Zostało jeszcze około 60 byków, które nadal znajdują się w Zakolu Santockim. Mamy nadzieję, że w ciągu 48 godzin zostaną przemieszczone w nowe miejsce - powiedział Krieger.
Przez lata żyjące samopas stado się powiększało. Zwierzęta bez pomocy człowieka zdobywały pokarm i przystosowały się do przetrwania zimy. Z roku na rok stawały się jednak coraz większym problemem dla mieszkańców gminy Deszczno. Żywiły się na okolicznych polach i wchodziły w szkodę rolnikom, właścicielom gruntów i posesji. Były też zagrożeniem na lokalnych drogach. W dodatku nie były oznakowane i objęte nadzorem weterynaryjnym.
Rosyjskie krowy w goglach VR myślą, że są na pastwisku
O rozwiązanie problemu od lat zabiegały władze gminy Deszczno. Właściciel krów ignorował jednak decyzje i nakazy inspekcji weterynaryjnej. W końcu jesienią 2018 r. Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gorzowie nakazał właścicielowi stada zabicie i utylizację krów. Podtrzymał tę decyzję sąd cywilny. Okazało się jednak, że właściciel krów nie ma na to pieniędzy.
Na początku maja 2019 r. wojewoda lubuski poinformował, że minister rolnictwa przeznaczył na ten cel 350 tys. zł. Lubuski Wojewódzki Lekarz Weterynarii wskazywał, że stado stanowi zagrożenie epizootyczne i epidemiologiczne, gdyż nie jest znany jego status zdrowotny i w tej sytuacji zgodnie z przepisami unijnymi i krajowymi powinno zostać zlikwidowane.
Gdy informacja o nakazie wybicie stada trafiła do opinii publicznej, uaktywnili się obrońcy zwierząt, którzy apelowali o odstąpienie od tak radykalnego rozwiązania. Do gminy Deszczno przyjechała nawet grupa aktywistów, by pilnować krów. Po licznych protestach w sprawę ratowania zwierząt włączyli się również politycy.
Krowy z Deszczna są badane i kolczykowane. Gdzie trafią?
Ostatecznie z końcem maja 2019 r. szef resortu rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zapewnił, że krowy z Deszczna nie trafią do uboju, ale zaznaczył, że nie mogą być wykorzystywane gospodarsko.
W kwietniu zeszłego roku stado został spędzone do zagrody w gminie Deszczno i przez pewien czas było utrzymywane przez gminę. Krowy zostały tam przebadane i zakolczykowane przez Biuro Ochrony Zwierząt. Po tym jak sąd opiekę na nimi powierzył zielonogórskiemu Biuru Ochrony Zwierząt, rozpoczęły się poszukiwanie docelowego miejsca dla stada. Najpierw ich przyjęcie zaoferował rolnik z woj. zachodniopomorskiego, ale się wycofał.
Od lata zeszłego roku krowy były przetrzymywane na nadwarciańskich łąkach w pobliżu wsi Borek w rezerwacie przyrody Zakole Santockie. Po wielu miesiącach poszukiwań w końcu do BOZ zgłosił się rolnik z Lipek Wielkich, który stał się nowym właścicielem słynnego już w całym kraju stada "wolnych" krów.