Na intensywnej produkcji mleka można sporo stracić
- Tendencja zmierza ku industrializacji i zwiększeniu wielkości stad, które tak naprawdę przez to tracą swoją konkurencyjność. To niedostosowanie skutkuje tym, że pogłowie bydła bardzo mocno spada - przekonuje mówił dr inż. Marcin Gołębiewski.
Nauczyciel akademicki z Zakładu Hodowli Bydła Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego przedstawił bardzo ciekawe opinie podczas obrad sejmowej komisji rolnictwa na temat przyszłości hodowli i chowu bydła mlecznego w Polsce.
Posłowie PiS chcą ratować małych producentów mleka
- Gdy jedziecie państwo pociągiem przez nasz kraj, to przekonujecie się, że trudno znaleźć zwierzę. Strategią stosowaną w Polsce jest utrzymywanie zwierząt alkierzowo, intensywnie żywionych. Takie podejście do produkcji zwierzęcej generuje bardzo duże koszty - podkreślał dr Gołębiewski.
Naukowiec wskazywał, że badania jednoznacznie wskazują, iż koszty wytwórczości w gospodarstwach nastawionych na intensywną produkcję i wysoką wydajność mają swoje konsekwencje.
Dochody muszą być bowiem bardzo wysokie, by pozostały jeszcze środki na życie. Jednocześnie pewne ekstensywne (w przeciwieństwie do intensywnego) podejście do produkcji zwiększa szanse ekonomiczne na funkcjonowanie takich gospodarstw.
Poza tym gospodarstwa, które produkują bardziej ekstensywnie, w oparciu o własne pasze gospodarskie, pasze objętościowe, wytwarzają produkt, który jest niepodważalnie lepszy. To daje możliwość wypracowania przewagi konkurencyjnej.
Mleko i jego produkty tanieją. Przetwórcy chcą interwencji KE
Prelegent zaznaczał, że wzrost liczby krów w stadzie i koncentracja są dobre do pewnego momentu. Wzrost produkcyjności nie jest równoznaczny z zyskiem i dochodem, a tylko ze zwiększeniem przychodu. - W wielu gospodarstwach, w których robimy wieloletnie analizy dochodzimy do wniosków, że rzeczywiście pracują na bardzo niebezpiecznym bilansie różnicy, sięgającym tylko kilku groszy - mówił naukowiec.
Wprowadzenie w nich intensywnych metod produkcji powoduje, że są one dużo droższe. Ogromny jest koszt remontu stada, a dodatkowo rośnie ryzyko zawleczenia schorzeń, co może skończyć się jego wybrakowaniem i spektakularną plajtą.
Dlaczego nie powinniśmy też tak bardzo zwracać uwagi na skalę produkcji? Zdaniem naukowców, dlatego, że rynek jest dość chwiejny. Jeżeli gospodarstwo, które ma 30-60 krów, generuje na jednym litrze 25 gr zysku, to w przeliczeniu na miesiąc wychodzi około 6 tys. zł dochodu. Natomiast jeżeli mamy gospodarstwo ze 150 krowami, które również wytworzyłoby 25-30 gr dochodu, to mamy już kwotę sięgającą 30 tys.
Mleko wciąż drogie, ale wkrótce może się to zmienić
Ale co się dzieje w warunkach dekoniunktury? - W ciągu roku cena za produkt może spaść o kilkadziesiąt groszy. Proszę zwrócić uwagę na to, jaka jest siła bezwładności i możliwość przetrwania gospodarstwa, które będzie musiało dołożyć do wyprodukowanych kilku milionów litrów 30 gr, a jaka jest możliwość przetrwania tego, które pracuje w bardziej zrównoważonych warunkach - przestrzegał dr Gołębiewski.
Naukowiec przedstawił też wyciąg z badań na temat analizy kosztów w dwóch gospodarstwach. Okazało się, że skala produkcji wcale nie jest wyznacznikiem pozytywnego efektu ekonomicznego. Gospodarstwo, które było bardziej zrównoważone, produkowało średnio na poziomie 46 zwierząt, a drugie 126 zwierząt. W dużym dokładano do produkcji mleka, zaś w mniejsze dobrze sobie radziło i mogło przetrwać.
Z analiz ekonomicznych przeprowadzonych przez ekspertów z SGGW w 70. gospodarstwach wyszło, że w 40 proc., które miały problem z płynnością finansową, kłopot nie wynikał z niewłaściwych technologii i nieadekwatnych metod produkcji. - Problemy finansowe wynikały przede wszystkim z przeinwestowania - ujawnił na koniec ekspert.
- Książki warte polecenia: Choroby bydła - podstawy diagnostyki i terapii