Wilk zaatakował myśliwego. Na ambonie czekał na pomoc
Myśliwy schodzący z ambony został zaatakowany przez wilka. - One muszą intensywnie polować - zaznacza poszkodowany. Na szczęście mężczyźnie nic poważnego się nie stało.
Do zdarzenia miało dojść w gminie Czarne (pow. człuchowski, woj. pomorskie). W rozmowach z mediami Marian Gruszyn, prezes Koła Łowieckiego Żubr-Szczecinek mówił, że po ataku drapieżnika myśliwy ratował się ucieczką na ambonę i czekał, aż samochodem przyjadą po niego inni uczestnicy polowania.
Wilki są coraz bardziej zuchwałe. Zagryzły wyjątkowe owce
Jak podało Radio Weekend FM, na miejsce przybyli powiadomieni o zdarzeniu pracownicy Nadleśnictwa Czarne Człuchowskie. Według nich nie ma pewności, czy rzeczywiście doszło do ataku wilków. Z drugiej strony nie wykluczyli też tego, zapewniając że nie ma powodów do paniki.
Reporter radia dotarł do myśliwego, który miał być obiektem ataku. To Marek Ostaszewski, myśliwy z 20-letnim stażem, który na co dzień mieszka i pracuje w Austrii.
Był tłumaczem podczas komercyjnego polowania na terenie Wojskowego Koła Łowieckiego Żubr-Szczecinek. Z jego relacji wynika, że z ambony obserwował zwierzęta i jako pierwszy pojawił się samotny wilk.
- To był duży basior. Spotkałem go już kilkakrotnie. Poszedł w kierunku saren, a później wrócił do lasu. Robił się już zmrok i miałem schodzić z ambony, gdy zobaczyłem watahę 8 wilków. Wyszły na łąkę. Jeden poczuł trop i mnie zobaczył - mówił Ostaszewski.
Rolnicy dostaną fladry do ochrony zwierząt przed wilkami
Według niego, zwierzęta zaczęły zajmować stanowisko tak jak podczas polowania. Krzyki i świecenie latarką nie zrobiły na nich żadnego wrażenia. Wówczas myśliwy zadzwonił po szefa koła łowieckiego, ale ten początkowo uznał sprawę za żart. Gdy zatelefonował drugi raz i podniesionym głosem zwrócił się do rozmówcy, wilki wycofały się do lasu.
- Odczekałem 10 minut. Plecak na ramię i schodzę. Tyłem, bo szczeble są śliskie. Byłem jedną nogą na ziemi, gdy wilk złapał mnie za rękaw. Wówczas plecak spadł z ramienia i go uderzył. Wtedy wilk mnie puścił. Wszedłem na górę z powrotem i już nie ryzykowałem zejścia - opisywał myśliwy.
Nie został ranny, zostały mu tylko cztery dziury po kłach w rękawie. A skąd taka agresja wobec człowieka u wilka? - Pojedynczy wilk nie zaatakuje. Ale to była wataha. One muszą intensywnie polować. No i to ja wszedłem do ich domu. Nie podobało by się panu, jakby obcy człowiek przyszedł do pana na podwórko - zwrócił się do reportera myśliwy.
Zapytany, czy ma dowody na atak drapieżnika powiedział, że żałuje, że nie zabrał sprzętu fotograficznego. Opowieść myśliwego podważają w serwisach informacyjnych organizacje przyrodnicze i prośrodowiskowe.
- Wiesz o ważnym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym. Czekamy: redakcja@agropolska.pl
źródło: Radio Weekend