Rolnicy zaangażowali detektywa i policję. Ich nawozy trafiały na cudze pola
Rolniczej rodzinie pod Lwówkiem Śląskim (woj. dolnośląskie) zaczęły spadać plony. Okazało się, że kupowane przez nich nawozy zamiast na ich pola w znacznym stopniu trafiały gdzie indziej. Na gorącym uczynku mieli wpaść dwaj pracownicy gospodarstwa i jeden z okolicznych rolników.
Sprawę pana Arkadiusza, który prowadzi gospodarstwo przy pomocy syna Mateusza i pracowników, uprawiając rzepak, kukurydzę, zboża i do niedawna ziemniaki przedstawiono w programie "Interwencja" telewizji Polsat.
Nasiliły się kradzież z sadów. Policja apeluje do skupujących owoce
- I między innymi na ziemniakach, których produkcja jest bardzo kosztochłonna, dwa lata były bardzo złe. Sprzedaliśmy ich o około 30 procent mniej niż zawsze, bo reszta po prostu zgniła - opowiada rolnik.
Od 2018 roku gospodarze zauważyli, że mimo stosowania tych samych dawek nawozów, zbierają coraz gorsze plony. Od 2020 roku zaczęli analizować, co jest nie tak i doszli do wniosku, że są po prostu okradani.
- Okazało się, że całe przyczepy nawozu, takie ciągnikowe, jak każdy sobie może wyobrazić, trafiały do gospodarstw osób, które albo dale je dystrybuowały, albo używały w swoim gospodarstwie - wyjaśnił pan Mateusz, syn bohatera reportażu.
Ojciec podkreślił, że był okradany przez kilka dobrych lat. - Pracownik potrafił jechać rozsiewaczem na pole 60-100 hektarów. Objechał je na około, zrobił pierwszy przejazd i rozsypywał pełną dawkę nawozu z zewnątrz, na około 30 metrów. Chodziło o to, żeby jak się podjedzie, było widać, że jest prawidłowo rozsypane. Później zmniejszał dawkę - opisuje pan Arkadiusz.
Ładowarka wróciła do właściciela. Była już w innym województwie
Wraz z synem na podstawie zapisów z systemu GPS w maszynach potwierdzili ten proceder. Stracili nie tylko zakupione nawozy, ale również utracone korzyści (przez niższe plony), co wstępnie oszacowali nawet na 1,5 mln zł.
- Gdybyśmy wiedzieli, że nawóz jest niezastosowany, to nawieźlibyśmy jeszcze raz. A żyliśmy w nieświadomości pół roku, robiliśmy inne zabiegi zgodnie ze sztuką, a zabrakło tego podstawowego, który miał zbudować plon. Takich zdarzeń było kilkadziesiąt tylko w ubiegłym roku – przekonuje syn rolnika.
Pan Arkadiusz na początku 2022 roku zatrudnił prywatnego detektywa. Miał prześledzić trasy, które pokonywały ciągniki i miejsca, w których zatrzymywały się na dłużej. W marcu br. razem z policją przeprowadzono akcję zatrzymania osób, które z gospodarstwa wywiozły nawóz.
Na gorącym uczynku miało zostać ujętych dwóch pracowników gospodarstwa i jeden z okolicznych rolników, któremu według ustaleń reporterów postawiono zarzut paserstwa. - Zabezpieczyliśmy wtedy, z tego co pamiętam, około 15 ton nawozów oraz 50-60 pojemników po nawozach, które należały do naszych klientów - stwierdził detektyw.
Jeden z byłych pracowników gospodarstwa, do którego dotarła ekipa "Interwencji" podkreślił, że nic stamtąd nie wywoził, a jedynie wiedział o procederze. - Po pierwsze, nikt nic nie ukradł bowiem oni byli nam dłużni pieniądze. Odebraliśmy co swoje. Ale ja tego nie wywoziłem - zapewniał mężczyzna.
Inny eks-pracownik, według relacji pana Arkadiusza, przyszedł i go przeprosił. Z kolei mężczyzna, u którego miał zostać zabezpieczony skradziony nawóz, przekazał za pośrednictwem pełnomocnika oświadczenie, w którym zdecydowanie zaprzeczył swojemu udziałowi w oszustwie i paserstwie.
Okradanym rolnikom pozostało czekać na rozstrzygnięcie sprawy przed sądem.
- Wiesz o ciekawym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym! Czekamy: redakcja@agropolska.p
źródło: Polsat