Mitręga biurokratyczna rolników. Jak mają zadbać o wodę dla gospodarstw?
Prawdopodobnie budowa rakiety, która wyniosła Amerykanów w kosmos, wymagała mniejszej dokumentacji niż to, czego Wody Polskie chcą od rolnika – mówił w Sejmie były minister rolnictwa, poseł Jan Krzysztof Ardanowski (PiS).
Podczas jednego z marcowych posiedzeń sejmowej komisji rolnictwa pochylano się nad tematem programów dotyczących melioracji i retencji wody na terenach rolniczych z wykorzystaniem środków unijnych. Ardanowski podkreślał przy tej okazji, że o przyszłości polskiego rolnictwa zadecyduje dostępność wody.
- Chcę skoncentrować się na małej retencji, ale oczywiście Polsce jest potrzebna również duża retencja, zarówno korytowa, jak i duże zbiorniki. To będzie napotykało zapewne zawsze na wielkie, nieuzasadnione opory ze strony organizacji ekologicznych, które nie bardzo wiadomo komu służą. Natomiast mała retencja to ta, którą można wykonywać przy stosunkowo niewielkich środkach, często bez żadnego nawet wsparcia zewnętrznego, byle tylko warunki prawne na to pozwalały. To jest to, co powinniśmy robić od wielu, wielu lat – mówił były minister rolnictwa.
Z 7,5 do 15 proc. Retencja wód ma rosnąć zgodnie z planem
Mitręga biurokratyczna
Według niego jeśli chodzi o zatrzymywanie wody w istniejących systemach melioracyjnych, czy otwartych, czy zamkniętych, nie powinno ono nastręczać problemów związanych ze znalezieniem rozwiązań technicznych. A zatrzymywanie wody w podpiętrzanych stawach, jeziorach to najprostszy sposób retencji.
- Niestety, przepisy prawne są tak skonstruowane, że każdy, kto chce spróbować zatrzymywać wodę czy korzystać z wody, napotka na ogromne bariery biurokratyczne. Bariery miały być rozwiązane - przypomnę, już kilkakrotnie to czyniłem - specjalną ustawą o retencji, która była w 2019 r. przygotowywana przez cztery resorty. Niestety, nie była procedowana i cały czas pozostaje pewnego rodzaju oczekiwaniem – stwierdził Ardanowski.
I podał konkretny przykład – jak to określił - mitręgi biurokratycznej, z którą zderzył się rolnik z Pomorza. Chce on wykopać trzy studnie głębinowe.
- Notabene wszystkich, którzy uważają, że wody głębinowe są szczególnie cenne i nie
powinny być wykorzystywane w rolnictwie, odsyłam do danych głównego geologa kraju,
który mówi, że na znacznym obszarze Polski spokojnie te wody możemy wykorzystywać, nie zaniedbując retencji powierzchniowej, co jest oczywiste – zaznaczył polityk.
Pół miliona wydane
Jak opowiadał, po wielu miesiącach monitowania i próśb, aby wydać pozwolenie wodno-
prawne, przy braku reakcji zarządu zlewni, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku stwierdzić miał w postanowieniu, że doszło do bezczynności dyrektora zlewni i wyznaczył mu 60-dniowy termin udzielenia pozwolenia wodnoprawnego.
- Oczywiście termin nie został w żaden sposób dotrzymany, bo od czasu, kiedy postanowienie zostało wydane, minęły nie dwa miesiące, a już siedem miesięcy. Dyrektor zarządu zlewni, tłumacząc się – i to jest tłumaczenie bezczynności, które słyszę w całej Polsce – wskazał na znaczny stopień skomplikowania sprawy. Wykopanie trzech studni to jest znaczny stopień skomplikowania sprawy, w tym konieczność szczegółowego przeanalizowania materiału dowodowego (…) Widziałem tę dokumentację. Rolnik wydał już pół miliona złotych na studnie, na materiały, na przygotowanie i na dokumentację. Prawdopodobnie budowa rakiety, która wyniosła Amerykanów w kosmos, wymaga mniejszej dokumentacji niż to, czego Wody Polskie chcą od tego rolnika - obrazował Jan Krzysztof Ardanowski.
Przekonywał, że jeżeli „będziemy w ten sposób dalej postępowali”, to żadnej małej retencji nie będzie.
Program poprawy retencji na obszarach rolnych do 2025 roku
Wniosek spółki przepadł
- To nie jest problem pieniędzy. Pieniądze są potrzebne, bo trzeba doinwestować spółki wodne, trzeba również wspierać zatrzymanie wody, ponieważ to jest nasz interes społeczny, narodowy. Natomiast jeżeli nie nastąpi uproszczenie przepisów, to żadne pieniądze sprawy nie rozwiążą, będziemy marnowali te pieniądze – podsumował poseł.
W temacie procedur wystąpił też poseł Zbigniew Dolata (PiS), przywołując zeszłoroczny nabór środków dla spółek wodnych.
- Zgłosili się do mnie przedstawiciele spółki wodnej, bardzo prężnej spółki wodnej, działającej na terenie powiatu gnieźnieńskiego, którzy złożyli wniosek. Wniosek został odrzucony ze względów formalnych. Chodziło dokładnie o to, że nie było tam uchwały z walnego zebrania członków spółki, a ten dokument powinien określić powierzchnię gruntów, którymi spółka dysponuje. Powiem szczerze, że to jest jednak, jak myślę, nadmierny rygoryzm. W innych programach jest możliwość uzupełnienia przedkładanych dokumentów, a tutaj takiej możliwości nie było. Z tego, co wiem, to akurat też chętnych do sięgnięcia po te środki nie było aż tak wielu – mówił Dolata.
W jego ocenie, przy konstruowaniu programów i zasad naboru wniosków w kolejnych
latach, trzeba byłoby uwzględnić możliwość uzupełniania dokumentacji.
- Spółki wodne to przecież nie jest jakiś ogromny mechanizm biurokratyczny, nie mają pracowników. To są rolnicy, którzy mogą popełnić jakieś błędy na etapie składania wniosków – wskazywał parlamentarzysta.
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś