Firma energetyczna straszy prawnikami rolnika. Trwa spór o kabel
Szczęście, i jednocześnie nieszczęście miał gospodarz spod Torunia (woj. kujawsko-pomorskie), który pługiem zaczepił o kabel energetyczny. Na szczęście nic mu się nie stało, ale koncern energetyczny chce go obciążyć kosztami usunięcia awarii.
Rolnik postanowił zaorać 4-hektarową działkę, otaczającą jego gospodarstwo. W pewnym momencie musiał jednak przerwać prace. Okazało się, że wyorał kabel energetyczny - informuje "Gazeta Pomorska".
Można dostać pieniądze za linie energetyczne na polu
Zdziwienie gospodarza było duże, bowiem zgodnie z podpisaną w 2013 roku umową na przeprowadzenie takiego przewodu przez pole, miał być położony na głębokości co najmniej 70 centymetrów. A pług gospodarza sięga 30-40 centymetrów w głąb gruntu.
Gospodarz zadzwonił po pogotowie energetyczne.
- Od razu orzekli, że to moja wina. Stwierdzili, że zostanę obciążony za naprawę. Byłem w szoku, bo przecież kabel leżał może na 30 centymetrach, bo tyle był w stanie wejść pług. Są pługi, które wchodzą w ziemię nawet na 70 centymetrów, ale nawet gdybyśmy chcieli takiego użyć, nasz traktor by go nie pociągnął - opowiada dziennikowi.
Rolnik i jego rodzina - zważywszy na zagrożenie - przecierali pot z czoła, że nic mu się nie stało. Ale to nie oznacza końca kłopotów.
Następnego dnia energetycy przyjechali już ze sprzętem, by dokonać naprawy linii. Właściciel pola zażądał jednak, by najpierw ustalić winowajcę.
Jakie rekompensaty dla właścicieli działek z linią energetyczną?
- I znowu usłyszałem, że wina leży po mojej stronie. Powiedziałem, że w takim razie nie wpuszczę nikogo na pole. Zignorowali to i zaczęli niszczyć ślady, próbując dokonywać naprawy. Powiedziałem, że nie zgadzam się na kopanie, dopóki nie zostanie zrobiona dokumentacja - relacjonuje reporterowi "GP".
Wjazd na pole zastawił ciągnikiem. Wezwana przez energetyków policja nie podjęła się rozstrzygania konfliktu, zapowiadając sporządzenie notatki.
Przedstawiciel firmy energetycznej miał zapowiedzieć konieczność poniesienia przez gospodarza kosztów naprawy, tym wyższych, na jak długo będzie blokował konieczne czynności (zaczął bowiem pracować agregat prądotwórczy).
Jak się okazuje, kabel znajduje się na mapie geodezyjnej i według dokumentacji położony został na głębokości od 82,3 do 83,4 cm. Rolnik uważa, że to bzdura i wskazuje, że nie było warstwy piasku nad kablem ani taśmy ostrzegawczej, sygnalizujących obecność takiego przewodu, co jest wymagane.
Będą wyższe rachunki za energię. KE zatwierdziła polską ustawę
Dziennikarze skontaktowali się z drugą stroną sporu, czyli firmą Energa-Operator. - W 2013 r. układaliśmy w tym miejscu kabel, wszystko zgodnie z projektem, zgodą właściciela gruntu i co najważniejsze zgodą na późniejsze przeprowadzenie ewentualnych napraw - podkreśliła Katarzyna Kołodziejska, rzeczniczka spółki.
- Kabel został ułożony zgodnie z obowiązującymi normami na głębokości jakichś 80 cm pod powierzchnią ziemi. Sprawa uszkodzenia została skierowana do radców prawnych, którzy wystosowali wniosek do starosty, aby wydał decyzję o zobowiązaniu do udostępniania nieruchomości. Zgodnie z obowiązującą procedurą będziemy domagać się zwrotu kosztów usunięcia awarii i kosztów agregatu, który pracował do czasu wykonania prowizorki ze względu na brak zgody na wykonanie naprawy. Właściciel został o tym poinformowany - dodaje.
Gospodarz zapowiedział, że się nie podda. - Nie dam sobie wmówić oczywistego kłamstwa tylko dlatego, że mam do czynienia z wielką firmą, która straszy mnie swoimi prawnikami – zapowiedział.
- Wiesz o ważnym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym. Czekamy: redakcja@agropolska.pl
źródło: "Gazeta Pomorska"