Nie dostali odszkodowania, bo w chlewni były ... muchy
Hodowcy będą walczyć w sądzie o odszkodowanie za zabite i zutylizowane z powodu wybuchu ogniska ASF świnie. Stawka jest wysoka, ponieważ ferma liczyła ponad 20 tysięcy zwierząt.
Największą fermą, na której wybuchło ognisko ASF w Polsce, jest gospodarstwo w Niedoradzu w woj. lubuskim. Utrzymywano w niej 23 746 świń tj. 6904 loch, 16037 prosiąt, 776 warchlaków i 29 knurów.
- W gospodarstwie w Niedoradzu z powodu ASF zabito niemal 24 tys. świń
- Hodowcy otrzymali odmowną decyzję dotyczącą odszkodowania za zabite świnie
- Hodowcy złożyli w tej sprawie pozew do sądu rejonowego w Nowej Soli
- Hodowcy przebudowują fermę, aby zabezpieczyć ją przed ponownym dostępem wirusa ASF
- Produkcja świń na fermie w Niedoradzu może zostać wznowiona w listopadzie
Świnie zabite, a pieniędzy nie ma. Sprawa trafi do sądu?
Odmówili wypłaty odszkodowania
Rolnikom, których stado zostało dotknięte ASF-em, z mocy ustawy o zwalczaniu chorób zakaźnych należą się dwa rodzaje pomocy. Od chwili zgłoszenia choroby do momentu podjęcia decyzji, za padłe z powodu zakażenia wirusem świnie rolnicy otrzymują tzw. zapomogę.
Z kolei za pozostałe zwierzęta zabite z konieczności z decyzji urzędowej lekarza weterynarii, w sytuacji likwidacji stada, przyznawane jest odszkodowanie.
- Trzy miesiące po wybuchu ogniska odmówiono nam obu tych środków. Przyczyną były rzekome uchybienia w bioasekuracji fermy. Tymczasem jej zasady były u nas przestrzegane zdecydowanie powyżej standardów wynikających z rozporządzenia ministra rolnictwa - mówi Jarosław Szurko z firmy Pol-Ferm, do której należy ferma w Niedoradzu.
Jarosław Szurko uważa, że państwo usiłuje przerzucić winę na innych, a samo niewiele robi w celu eliminowania wirusa ze środowiska. Te dziania są pozorne i mają być przede wszystkim widoczne, a nie skuteczne.
Ognisko ASF po raz drugi na Dolnym Śląsku
Muchy to zwierzęta wolno żyjące?
Kontrola ze strony IW po wybuchu ogniska, jak podaje hodowca, była przeprowadzona w taki sposób, aby mogła stwierdzić możliwie jak najwięcej uchybień.
- Zgodnie z rozporządzeniem budynki powinny być zabezpieczone przed dostępem zwierząt wolno żyjących. Nie spełniliśmy tego zalecenia, ponieważ w naszych budynkach były ... muchy. Pani powiatowa lekarz weterynarii stwierdziła więc, że są to wolno żyjące zwierzęta - mówi Jarosław Szurko.
Szkody w stadzie były szacowane przez powiatowego lekarza weterynarii oraz dwóch mianowanych przez burmistrza rolników z terenu gminy. W przypadku fermy w Niedoradzu są to miliony złotych. Zdaniem właścicieli gospodarstwa, państwo zwyczajnie broni się przed wypłatą tak wysokiej kwoty.
- My tych pieniędzy nie chcemy wydać na wakacje, ale zainwestować w utrzymanie i utworzenie miejsc pracy w Polsce. Dlatego przygotowaliśmy i złożyliśmy pozew do sądu rejonowego w Nowej Soli. Czekamy na dalszy rozwój sytuacji -mówi Jarosław Szurko.
ASF. Zakażony dzik ponownie w Wielkopolsce
Wrócą do produkcji w listopadzie?
Obecnie hodowcy bardzo intensywnie pracują nad przebudową fermy tak, aby spełniania wszelkie, niekoniecznie ich zdaniem sensowne, zasady bioasekuracji.
Starają się również maksymalnie zabezpieczyć gospodarstwo przed dzikami. W tym celu pozostawili dotychczasowe ogrodzenie fermy i dodatkowo budują drugie, zewnętrzne składające się z betonowych płyt.
- Oddzielamy fermę od biogazowni i usuwamy szereg uszkodzeń, które miały miejsce w czasie likwidacji ogniska. Nie chcemy, żeby ta sytuacja się powtórzyła. Dlatego, mimo że nie mamy obowiązku posiadania ogrodzenia, będziemy mieli podwójne. Mamy nadzieję, że pod koniec września uda nam się wstawić do obiektów świnie wskaźnikowe. Zgodnie z obowiązującą procedurą, po 6 tygodniach czyli w połowie listopada wykonamy badania tych sztuk pod kątem występowania wirusa ASF i jeśli wyniki będą ujemne, zaczniemy stopniowo zasiedlać fermę - podsumowuje Szurko.
- Więcej informacji o sytuacji na fermie w Niedoradzu można znaleźć w najnowszym wydaniu magazynu Hoduj z Głową Świnie nr 4/2020. ZAPRENUMERUJ.