Mały błąd wystarczy. Łatwo "wnieść" ASF do gospodarstwa
Z gałęziami, sianem, czy z pola kukurydzy - takimi drogami rolnicy wprowadzali wirus afrykańskiego pomoru świń (ASF) do swoich gospodarstw. Mała niefrasobliwość w takich przypadkach kończy się ogromnymi stratami.
O zwalczaniu ASF mówiono podczas niedawnego posiedzenia działającego przy wojewodzie kujawsko-pomorskim Zespołu Doradczego ds. Wsi i Rolnictwa.
Jerzy Dymek, wojewódzki lekarz weterynarii podał przykłady sytuacji, w jakich wirus pojawił się w stadach hodowlanych.
Bez szczepionki nie pozbędziemy się wirusa ASF z populacji dzików
W innym przypadku rolnik orał kukurydzę. A ponieważ była wysoko ścięta, a miejscami nawet w ogóle nie ścięta, zahaczała mu się o pług. Gdy wrócił z pola do gospodarstwa, akurat prosiła się maciora i został szybko do niej wezwany. Postawił traktor z tym pługiem i w tym samym obuwiu poszedł prosto do maciory. Niedługo potem okazało się, że jest tam następne ognisko ASF.
- Trzeci przypadek to siano przywiezione dla bydła ze strefy Biebrzy, gdzie były dziki. Nie było rozgrodzenia bydła od świń, tak zaraziły się świnie - podawał wojewódzki lekarz weterynarii.
ASF coraz groźniejszy. Możemy stracić miliardy złotych
Na wspomnianym posiedzeniu wojewódzkiego zespołu poinformowano także m.in. o grodzeniu przejść dla zwierząt wokół dróg szybkiego ruchu, by zniechęcić dziki do migrowania. To jedno z działań podjętych, by w woj. kujawsko-pomorskim nie pojawił się ASF.
Z różnego rodzaju rolniczych spotkań wynika, że przez wirusem drżą też hodowcy w innych regionach: w Łódzkiem, na Podkarpaciu, Pomorzu oraz w Wielkopolsce, czyli liderze jeśli chodzi o produkcję trzody chlewnej w kraju.
- Książki warte polecenia: Sygnały świń