Jak zastąpić soję GMO krajowym białkiem? Resort szuka rozwiązań
Resort rolnictwa po raz kolejny zamierza przedłużyć termin wejścia w życie zakazu karmienia zwierząt paszami GMO do końca 2024 r. Jednocześnie przygotowywany jest program, który pozwoli na częściowe zastąpienie importowanej soi krajowymi roślinami białkowymi.
Od roku pracuje zespół ekspertów, który przygotowuje program zastąpienia soi genetycznie modyfikowanej krajowymi białkami roślinnymi.
Zakaz stosowania pasz GMO grozi zapaścią branży mięsnej
- Pierwszy wniosek, jaki został przestawiony przez to gremium, jest taki, że realnie w Polsce innymi białkami można zastąpić 50 proc. śruty sojowej z importu - poinformował minister Krzysztof Jurgiel na środowej konferencji "Krajowe źródła białka jako alternatywa dla importowanego białka GM z perspektywy przemysłu paszowego".
Szef resortu rolnictwa dodał, że kolejnym wnioskiem tego zespołu jest, by ustalić wskaźnik, czyli zobowiązać firmy paszowe do wykorzystywania innych komponentów pasz, które nie zawierają modyfikacji genetycznych.
Polityk mówił, że do 2020 r. ma być ustalony sposób wykorzystywania krajowego białka paszowego. Opracowaniem takiego systemu ma się zająć Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Chodzi m.in. o pozyskiwanie większych partii surowców, gdyż firmy paszowe po to, by wykorzystywać inne składniki niż soja, muszą otrzymywać duże partie surowców.
- Przygotowujemy się do zorganizowanie tego systemu skupu myśląc o wykorzystaniu m.in. elewatorów (np. firmy Elewarr) lub magazynów większych gospodarstw - zaznaczył Jurgiel.
Pasze GMO mają być dłużej stosowane. Resort zbiera opinie i konsultuje
Adam Tański, prezes Izby Zbożowo-Paszowej poinformował, że obecnie wewnętrznie jest konsultowany projekt nowelizacji ustawy o paszach. Zakłada on m.in., że zakaz stosowania pasz GMO w karmieniu zwierząt nie będzie obowiązywał do końca 2024 roku, ale to przesunięcie wiąże się konsekwentnymi działaniami, które zmierzają do produkcji białka roślinnego w Polsce.
Zakaz stosowanie pasz GMO został wpisany do ustawy o paszach w 2006 r. i od tego czasu był już kilkakrotnie przesuwany. Obecnie obowiązuje do końca 2018 r.
Tański wyjaśnił, że Polska i Europa są w dużym stopniu uzależnione od importu białka roślinnego. W naszym kraju 70 proc. tego białka, które jest istotnym komponentem pasz dla zwierząt, pochodzi z krajów Ameryki Południowej.
- Przygotowywany program pozyskania alternatywnych źródeł białka daje szanse zmniejszenia tej zależności. Branża paszowa jest gotowa podjąć się takiego zadania, ale pytanie jest tylko jak to zrobić, bowiem szybkie (w ciągu 2-3 lat) wdrożenie programu nie jest realne - ocenił Tański.
Sejm znowelizował ustawę o GMO
Jego zdaniem, soję genetycznie modyfikowaną mogą zastąpić m.in. rośliny bobowate, śruta rzepakowa, soja non GMO, która może być uprawiana w Polsce czy białko owadzie. Ponadto można znacznie zwiększyć zużycie śruty rzepakowej. Szef izby uważa, że do 2025 r. możliwe jest w połowie wyeliminowanie importowanej śruty z pasz. Natomiast - jak mówił - całkowite zastąpienia soi GMO jest niemożliwe.
Bardziej sceptyczny w tej sprawie jest Rajmund Paczkowski, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa. Jego zdaniem sprawa zastąpienia białka GMO krajowym jest dyskusyjna, bo każda zmiany składu pasz u drobiu powoduje duże upadki ptaków.
Zaznaczył, że dla niektórych rodzajów drobiu (np. kur konsumpcyjnych) można zamienić składniki pasz, ale dla brojlerów jest to ryzykowne. Wyjaśnił, że chodzi także o "niezakłócanie procesu ekonomicznego". Jak mówił rentowność produkcji drobiu obecnie jest niewielka na poziomie 1-1,5 proc. Upadki ptaków i większe zużycie pasz zwiększą koszty, a to może spowodować nieopłacalność produkcji.
Paczkowski uważa, że produkcja drobiu bez stosowania soi genetycznie modyfikowanej jest możliwa, ale nie na skalę przemysłową. Polska jest największym producentem drobiu w Unii Europejskiej, ok. 40 proc. całej produkcji jest eksportowana i zyskuje odbiorców dzięki swojej konkurencyjnej cenie.