Bydło z Deszczna zostanie ocalone?
Hodowca chce ocalić zwierzęta, które mogą zostać wybite. Chodzi o stado bydła liczące niemal 200 sztuk z gminy Deszczno w woj. lubuskim w powiecie gorzowskim.
Główny lekarz weterynarii nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji w sprawie dziko żyjącego bydła. Jak poinformował na stronie Głównego Inspektoratu Weterynarii czeka obecnie na stanowisko Rady Sanitarno-Epizootycznej. Więcej na ten temat można znaleźć TUTAJ.
Witold Bieschke, hodowca bydła mówił w TOK FM, że chce się zająć tym stadem.
- Jeżeli okaże się, że nic nie ma, a wyglądają na zdrowe, to trzeba je ratować. Humanitaryzm, człowieczeństwo, przecież o to też w życiu chodzi - mówił w TOK FM Witold Bieschke.
Pogłowie bydła w Australii maleje. Kryzys na rynku mleka i wołowiny
Koszt poniesiony na zabicie i utylizację zwierząt, który ministerstwo rolnictwa oszacowało na 350 tys. złotych, jest zdaniem rolnika bardzo wysoki.
- Największy koszt to kolczyki. Rozmawiamy z firmą, która je robi, to będzie kosztować 7 zł od sztuki. Plus koszty badania krwi. Nie znam ich, ale na pewno to drastycznie mniej niż utylizacja tych zwierzaków - mówił hodowca na antenie TOK FM.
Rolnik już zaproponował odpowiedniemu powiatowemu lekarzowi weterynarii wykonanie badania stada. Napisał w tej sprawie list.
Hodowca, jak informuje TOK FM, otrzymał już odpowiedź, w której miały się znaleźć nieprawdziwe informacje.
- Napisano, że żądam wydania stada, a ja tylko proponuję. Po drugie, napisano, że to służby weterynaryjne mają ponieść koszty. A to ja mogę to sfinansować - wyjaśniał dla TOK FM.
Stado bydła w międzyczasie oprócz hodowcy znalazło swoich obrońców w postaci aktywistów, którzy przyjechali do Deszczna między innymi z Gorzowa Wielkopolskiego i Łodzi.
źródło: TOK FM