- Przyszłość polskich wyrobów mięsnych nie jest w Rosji, a w Chinach - twierdzi wiceszef Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP Piotr Ziemann.
- Przyszłość polskich wyrobów mięsnych nie jest w Rosji, a w Chinach - twierdzi wiceszef Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP Piotr Ziemann.
O tym, że rosyjskie embargo nie musi oznaczać rynkowej stagnacji w handlu mięsem pokazują Niemcy. - To oni paradoksalnie czerpią dziś największe korzyści z zakazu - mówi ekspert Informacyjnej Agencji Radiowej. - A wszystko dlatego, że do Chin wysyłają dziesięć razy więcej produktów niż przed wprowadzeniem blokady - dodaje.
Ziemann zauważa, że zapotrzebowanie na kolejnych dostawców w Chinach stale się zwiększa. Wieprzowina jest też tam najchętniej konsumowanym mięsem. To mogłaby być duża szansa także dla polskich producentów i przetwórców.
- Wówczas nie mielibyśmy do czynienia z regresem cen zbytu surowca. Zapotrzebowanie byłoby na stałym poziomie. Przez obecną sytuację, w ostatnich miesiącach cena zmalała o prawie 40 procent - przypomina wiceszef SRiW RP.
Rynek Chin jest dla Polski zamknięty z uwagi na występowanie wirusa ASF. Aby usunąć blokadę konieczne jest zaangażowanie najwyższych władz państwowych bowiem - jak przekonuje Ziemann - tego wymaga tamtejsza kultura negocjacyjna.
Przedstawiciele branży, związków spożywczych oraz minister rolnictwa to za mało. - W mediacjach udział brać muszą dodatkowo: prezydent, premier i szef dyplomacji - dodaje ekspert w rozmowie z IAR.