Ustawa oddłużeniowa jak "łazienka u Solskich". Jest, ale nie do użytku
Tak naprawdę wszystko jest, ale na papierze, a na wsi rolnicy i ich rodziny żyją w tragediach. Ktoś w stodole po cichu się wiesza, jakaś żona zostaje z dziećmi, z długami – mówił w kontekście ustawy oddłużeniowej rolników Konrad Krupiński, wiceprezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Hodowców Bydła Mlecznego.
O tym, że przyjęta przed trzema laty Ustawa o restrukturyzacji zadłużenia podmiotów prowadzących gospodarstwo rolne działa kulawo, pisaliśmy wielokrotnie. Według stanu na koniec zeszłego roku jedynie 25 wniosków o przejęcie długu rozpatrzono pozytywnie i zawarto umowy na kwotę 78,5 mln zł (dotyczące przejęcia od zadłużonych gospodarstw 1242 ha ziemi). Ponadto wypłaconych zostało ledwie 5 specjalnych pożyczek w kwocie 3,2 mln.
Rolnictwo jak gra w ruletkę
- Ustawa o oddłużeniu to była ustawa, na którą czekały tysiące gospodarstw rolnych w kraju. To był klucz, dzięki któremu państwo wygrali i są w ministerstwie oraz w Sejmie. Tak naprawdę mija kolejny rok, a ustawa, można powiedzieć, wzorując się na filmie "Kogel-mogel", jest jak łazienka u Solskich – jest, ale jakoby nie do użytku – ironizował podczas posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa Konrad Krupiński.
Długi gospodarstw wyższe od danych IERiGŻ?
Apelował, by skończyć z narracją, że polscy rolnicy się dramatycznie zadłużali. Bo jak można prowadzić gospodarstwo bez inwestycji.
- A że inwestycje są wielomilionowe... Obecnie przy inflacji, którą mamy, zgrabiarka do trawy kosztuje 100 tys. zł. Chciałbym przypomnieć, że potrzebny jest do niej jeszcze ciągnik i paliwo, które jest strasznie drogie (…) Dlaczego do tej pory nie ma banku rolnego? Czemu kredytują nas korporacyjne zachodnie banki? Bo banki spółdzielcze nie chcą kredytować tak, jak nawet zachodnie banki, gdyż rolnictwo jest bardzo ryzykowne. Można powiedzieć, że prowadzić w Polsce rolnictwo, to jak chodzić do kasyna i grać w ruletkę – albo się uda, albo się nie uda - stwierdził wiceprezes W-MZHBM.
"Oddłużeniówka" do zmiany
Jak dodawał, sam w swoim gospodarstwie jest producentem mleka. Przy obecnych cenach materiałów budowlanych obora na 50 krów to koszt 3 mln zł. A kredyt preferencyjny oznacza 2 lata karencji, 13 do spłaty i 20 proc. wkładu własnego.
– W czym jest czasami problem? Że rolnicy tacy jak ja, którzy kupili ziemię, zaczęli od zera, mają ziemię w kredycie, nie mają prawnego zabezpieczenia hipoteki, żeby pobudować oborę i pracować w niej. Wszyscy mówią o dobrostanie zwierząt, tylko nikt nie mówi o dobrostanie ludzi pracujących przy zwierzętach. Nas pomału nie jest stać, żeby inwestować i budować. Przedstawione wskaźniki są piękne, tylko sytuacja jest katastrofalna – dodawał rolniczy działacz.
W jego ocenie "oddłużeniówka" powinna być jak najszybciej zmieniona, żeby była "do wzięcia". Bo tak naprawdę większość rolników w kłopotach musiała skorzystać z normalnej restrukturyzacji, gdyż tej opisywanej w ustawie "się nie da ugryźć".
KOWR przejął 1000 hektarów ziemi od zadłużonych rolników
– Znam przykłady, że ludzie po prostu się wkurzyli, poszli do kancelarii, zapłacili, bo się zapożyczyli u rodziny, żeby kancelaria przeprowadziła restrukturyzację, i jakoś funkcjonują. Przy obecnych cenach, kosztach produkcji wszyscy mówią, że rolnicy się zakredytowali. To trzeba było nam powiedzieć, że będzie covid, że Rosjanie na Ukrainę napadną, że mocznik wystrzeli z ceną – to ja bym wziął kredyt, kupił mocznik po 1,2 tys. zł, a sprzedał po 4,6 tys. zł albo po 5 tys. zł. Nikt o tym nie wiedział, a dziwicie się, że rolnicy się zakredytowali? Jeżeli wszystko jest tak drogie? Czy my, młodzi, mamy, nie wiem, w chlewikach mleko czy świnie produkować? – pytał z wyrzutem Konrad Krupiński.
Nie maybach, a traktor
Zaznaczał, że rolnicy chcą w budynkach godziwie żyć i godziwie pracować. I chcą mieć odpowiedni sprzęt, a ten kosztuje coraz drożej. Według niego ciągnik 150-konny teraz kosztuje 500 tys. zł, a kilka lat temu był za 350 tys. zł.
- Ten sam ciągnik, ta sama marka, ta sama moc. Produkcja ma swoje wymagania, więc wymagany jest sprzęt. Czyli rolnicy kupują po to, żeby pracować. My nie kupujemy maybacha, bmw, lexusa. My tylko kupujemy ciągnik, kombajn, ładowarkę, halę udojową, oborę, chlewnię, żeby wyprodukować, sprzedać, utrzymać swoje rodziny i nie iść do MOPS czy innego GOPS po zasiłek. Chcemy tylko godziwie żyć. Sprzedać i z tego żyć – apelował do posłów rolnik.
- Wiesz o ciekawym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym! Czekamy: redakcja@agropolska.pl