Ratowała sąsiada-rolnika. Teraz sama potrzebuje pomocy
25 maja w miejscowości Grabówiec (pow. brodnicki, woj. kujawsko-pomorskie) doszło do tragicznego wypadku. Jak ustalili policjanci, 68-letni kierowca ciągnika rolniczego lancą ciągniętego za traktorem opryskiwacza zahaczył o linię energetyczną.
Mężczyzna został śmiertelnie porażony prądem. W zdarzeniu poszkodowane zostały również dwie osoby, które udzielały rolnikowi pomocy - kobieta i mężczyzna z poważnymi obrażeniami ciała zostali przetransportowani do szpitali.
Porażony prądem zginął na kombajnie. Sąd wskazał i ukarał winnych
Bohaterską kobietą, która próbowała pomóc sąsiadowi, była pani Jolanta. Opisuje wypadek w internecie, prosząc o pomoc. Jak podkreśla kocha wieś, prace w ogrodzie, a feralnego dnia szła do sąsiada z sadzonkami kapusty.
"Zobaczyłam, że sąsiad leży obok ciągnika, a lanca spryskiwacza dotyka linii wysokiego napięcia. Serce podeszło mi do gardła, zaczęłam krzyczeć. Przybiegła córka sąsiada i mój mąż z kolegą. Zadzwoniliśmy pod 112 po karetkę i żeby wyłączyli prąd. Potem zaczęliśmy reanimować sąsiada. Wrócił mu oddech, zaczął charczeć - to pamiętam. Zobaczyłam wielki piekielny ogień, a co było dalej, znam już tylko z opowieści" - czytamy w relacji kobiety.
Córka sąsiada pobiegła do domu do dzieci, a mąż pani Joli na drogę, wypatrując karetki. "Właśnie wtedy znowu włączyli prąd, nie wiadomo dlaczego. Gdy przybiegł mąż, paliłam się ja, palił się kolega. Sąsiad już nie żył… Zaczęli nas gasić. Jak przyjechały karetki, ich załoga nie wiedziała, za ratowanie kogo się zabrać. Nigdy wcześniej nie spotkali się z czymś takim".
Krowy porażone prądem. Awaria w oborze
"Byłam cała w ogniu - ubrania, skóra, włosy - wszystko płonęło. Leżałam przez miesiąc w śpiączce. Gdy się obudziłam, paliło mnie całe ciało. Miałam oparzenia czwartego stopnia. Nie miałam ręki, którą lekarze musieli amputować przy samym ramieniu" - opisuje poszkodowana.
Po 5 miesiącach wróciła do domu. Życie bez ręki, bez połowy włosów, z potwornym bólem ciała, nie należy do najlżejszych. Pomagają jej rodzina i przyjaciele. Ale na państwową opiekę zdrowotną nie może liczyć - sama musi płacić za rehabilitację (bo inaczej pierwsze zabiegi przeszłaby dopiero w przyszłym roku) i dojazdy do specjalistów w dużych miastach.
"Nie chcę pogodzić się z tym, że w wieku zaledwie 49 lat wszystko stracę przez tragiczny wypadek. Specjalistyczna proteza ręki, którą straciłam, to byłoby spełnienie moich marzeń. Mogłabym wrócić do zajęć, stać się bardziej samodzielna. Znowu chcę pracować w ogrodzie, w polu, sama sobie radzić i pomagać innym. Chciałabym żyć jak kiedyś. Wiem, że najlepsza nawet proteza nie zastąpi mi prawdziwej ręki, ale wiem też, że ta przecież nie odrośnie. Dlatego odważyłam się poprosić o pomoc" - wskazuje pani Jolanta.
Zbiórka na jej rzecz odbywa się pod tym adresem.
- Wiesz o ważnym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym. Czekamy: redakcja@agropolska.pl