Mieszkańcy mają zbierać chrust na opał? Wiceminister: ja tak nie mówiłem
Jeśli jednorodzinny dom na wsi zużywa w sezonie opałowym np. 3 tony węgla, to gdy taki gospodarz zbierze 20 m sześc. opału (z pozostałości drzewnych - red.), to ma go za ok. 600 zł. Rachunek jest zupełnie oczywisty - stwierdził Edward Siarka.
Wiceminister klimatu i środowiska, pełnomocnik rządu ds. leśnictwa i łowiectwa podczas posiedzenia sejmowej komisji ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa odniósł się do sprawy, która odbiła się w Polsce szerokim echem i była przedmiotem ataków czy nawet drwin w kierunku rządzących.
Drewno na opał - są nowe wytyczne Lasów Państwowych
Po przekazach ze strony resortu klimatu i środowiska i Lasów Państwowych o możliwości pozyskiwania opału z lasów w reakcji na wysokie ceny innych źródeł ciepła, szczególnie internauci zaczęli wytykać władzom, że wróciły czasy, gdy trzeba zbierać chrust.
- Stało się to przedmiotem różnego rodzaju swoistego hejtu, który ostatnio przelewa się przez media społecznościowe. Tymczasem Lasy Państwowe uruchomiły specjalną pulę drewna opałowego. To są pozostałości pozrębowe. To są różnego rodzaju konary, gałęzie, leżyny, które udostępniamy mieszkańcom jako materiał opałowy. Nigdzie państwo nie znajdą mojej wypowiedzi, w której stwierdziłbym, że wysyłamy ludzi po chrust. Niestety, stałem się bohaterem takiej narracji, mimo że żaden dziennikarz mnie o to nie pytał – mówił Edward Siarka.
Podkreślał, że został tylko wydany komunikat o uruchomieniu dodatkowej puli drewna na opał dla mieszkańców. Ale nie oznacza to zwiększenia pozyskania drewna w celu zaspokojenia potrzeb opałowych.
Producenci apelują o zapewnienie dostępu do opału
- To, co dotyczy planów urządzenia lasu i to w jaki sposób ten surowiec jest pozyskiwany, to jest jedna sprawa. Potrzeby przemysłu są olbrzymie, presja jest bardzo duża. Natomiast uruchomienie puli idzie tylko w tym kierunku, żeby rzeczywiście mieszkańcy (mieli możliwości pozyskać opał - red), a mamy ich bardzo dużo, bo dane pokazują, że są 2 mln gospodarstw, które opalają domy drewnem. To jest w tej chwili bardzo duża odpowiedzialność, żebyśmy nie uszczuplili naszych zasobów naturalnych, co byłoby bardzo nierozsądne, a jednocześnie wykorzystali rozsądnie ten materiał, który mamy - wyjaśnił wiceszef resortu klimatu i środowiska.
Jak wyliczał, na 1 ha lasu w polityce, którą prowadzą Lasy, oblicza się, że ok. 10 m sześc. drewna zostaje w lesie z różnych względów. Lasy ponoszą z tego tytułu koszty związane m.in. z rozdrobnieniem itd. Tymczasem część materiału, różnego rodzaju wierzchołki drzew, konary, czyli pozostałości pozrębowe, cieszy się dużym powodzeniem wśród mieszkańców, którzy mają do tego narzędzia, żeby sobie w ramach tzw. samowyrobu takie drewno pozyskać.
- Jeśli ktoś zamówi u nadleśniczego taki materiał, to leśniczy go oczywiście też przygotuje. Są do tego odpowiednie firmy, ale wtedy koszt uwzględnia robociznę, więc automatycznie jest droższy. Natomiast samowyrób dla mieszkańca waha się w kwotach od 10 do 30 zł, czy nawet do 30-40 zł, w zależności od grubości materiału. Jeśli jest jednorodzinny dom na wsi, który zużywa w ciągu jednego sezonu opałowego 3 tony węgla, to jeżeli taki gospodarz zbierze sobie 20 m sześc. takiego opału, to on go ma za 600 zł, w tych granicach. Rachunek jest zupełnie oczywisty - podsumował Edward Siarka.
- Wiesz o ciekawym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym! Czekamy: redakcja@agropolska.pl