Łowca bobrów i przyrodnik spierają się o rolę tych gryzoni w powodzi
Przyrodnik dr Andrzej Czech i zawodowy łowca bobrów Hubert Miszczuk spierają się o rolę bobrów w czasie powodzi. Zdaniem Czecha nie mają one nic wspólnego z niszczeniem wałów przeciwpowodziowych. Miszczuk twierdzi, że takie przypadki miały miejsce.
"Czasami trzeba wybierać między miłością do zwierząt a bezpieczeństwem miast, wsi i stabilnością wałów" – powiedział w Głogowie premier Donald Tusk, zapowiadając tym samy walkę ze zwierzętami niszczącymi wały przeciwpowodziowe. Po jego słowach rozgorzała gorąca dyskusja o bobrach. O ich rolę w powodzi spierają się także eksperci.
Dr Andrzej Czech powiedział PAP, że bobry są sprzymierzeńcem środowiska w kontekście retencji wody, czyli zatrzymania jej podczas suszy, szczególnie na małych ciekach.
NIK: mimo większej ochrony przeciwpowodziowej, Żuławy nie są bezpieczne. Istotnym problem - rosnąca populacja bobrów
"Poza tym ograniczają energię wody spływającej z gór. Wydłużają jej spływ z kilku godzin do nawet kilkunastu dni, czyli spłaszczają falę powodziową" – dodał.
Wyjaśnił, że jeżeli na małych ciekach tam bobrzych jest dużo, to po prostu spływ wód będzie dużo wolniejszy niż tam, gdzie ich nie ma.
Odniósł się także do opinii, że to bobry rozkopują wały przeciwpowodziowe. Według niego zwierząt tych nie ma na wałach, bo wały są oddalone od rzek, które są naturalnym środowiskiem życia bobrów.
"Jeśli bobry kopią nory, to w wysokich brzegach cieków albo w groblach" – dodał.
Odnosząc się do słów premiera o przerwaniu wałów, podkreślił, że są one "albo przejęzyczeniem wynikającym z niewiedzy, albo celowym zabiegiem szukania kozła ofiarnego", bo bobry są związane ściśle z wodą i "nie mają żadnego interesu, żeby wychodzić na pola i maszerować ileś metrów, żeby zrobić dziurę w wale". "To nie jest ich środowisko życia" – dodał.
"Bobry mogą naruszyć infrastrukturę, ale tylko wtedy, kiedy miała ona bezpośredni kontakt z wodą" – zauważył Czech.
Zaznaczył, że należy najpierw przeanalizować, w którym miejscu doszło do przerwania wałów i z jakiego powodu.
"Obwinianie bobrów za albo zaniedbania w utrzymaniu wałów, albo za wykopanie w nich dziur, to jest grube nieporozumienie" – podkreślił.
Bobry masakrują rolnicze tereny i wały przeciwpowodziowe. Posłowie: czas działać!
Według niego, nie jest tak, że bobry wykopują nory w momencie powodzi. "Nory musiały być tam wcześniej. Zresztą nory są też wykorzystywane przez inne zwierzęta, np. wydry, które też je kopią" – dodał.
"Można by powiedzieć, że działalność bobrów to też część infrastruktury przeciwko powodziom i suszom, a ich ochrona, to nie ‘miłość do zwierząt’, jak stwierdził premier, tylko działania w naszym interesie" – podkreślił przyrodnik.
Zaznaczył, że jego zdaniem bobrów jest za mało. "Jeżeli będziemy mieli więcej bobrów, to zyskamy większy wpływ na środowisko, również ten korzystny" – powiedział.
Podkreślił też, że bóbr jest gatunkiem żyjącym w środowisku wodnym od lat. "Taka jest jego natura. Robi rzeczy, które są dobre dla nas, ale też innych gatunków. Zwłaszcza w przypadku zmian klimatycznych, kiedy są wielkie przypływy wody, które bóbr może łagodzić, albo w przypadku suszy, kiedy często jedynym miejscem, gdzie jest woda, są stawy bobrowe" – dodał. "Nie twierdzę, że bobry powinny być wszędzie, bo tam, gdzie jest styk bobra i infrastruktury narażonej na jego działania, to albo powinno się ją zabezpieczyć, albo eliminować bobry wedle określonego planu, ze zwróceniem uwagi na biologię bobrów, a nie na potrzebę chwili" – zaznaczył przyrodnik.
Nieco inne zdanie na temat roli bobrów podczas powodzi ma zawodowy łowca tych zwierząt Hubert Miszczuk z firmy Bobry.eu. "W przypadku małych zlewni i niskich opadów bobry, dzięki tworzeniu systemu małej retencji na tamach, w pewien sposób magazynują wodę, pozwalają spłaszczyć falę wezbraniową i rozłożyć ją w czasie. Utrzymują też wodę na terenach w te zasoby ubogie" – przyznał.
Nowak: powódź dotknęła 120 tys. ha działek rolnych, ponad 4,3 tys. rolników poszkodowanych
Zaznaczył jednak, że problem robi się wtedy, kiedy opady przybierają charakter nawalny.
Przypominał o sytuacji z 2010 r. w zlewni Wisły i gminy Wilków, która została zalana wskutek zniszczenia wału przeciwpowodziowego. Do katastrofy miała przyczynić się kilkumetrowa jama bobrów wykopana w nasypie.
Podkreślił, że gdy woda szybko wzbiera, dochodzi do tzw. przełamania nośności tamy i wtedy zostaje ona zerwana. "Wtedy cały zasób wody, który był magazynowany na tamie bobrowej, spływa do fali wezbraniowej. Uderza ona w kolejne tamy bobrowe i je zrywa, powiększając tym samym zagrożenie" – dodał.
Miszczuk zaznaczył też, że na tamach bobrowych następuje spowolnienie przepływu wody i jednocześnie zwiększa się opadanie osadów unoszonych w wodzie.
"Przed tamą tworzą się zbiorniki osadowe i dzięki temu mamy czystszą wodę poniżej tamy. Gdy następuje zerwanie tamy, to wszystkie osady są unoszone wraz z falą wezbraniową i zanieczyszczają wody, a także osadzają się na użytkach zielonych czy w miastach" – wyjaśnił.
Miszczuk jest zdania, że bobry mogą kopać nory i tunele w wałach przeciwpowodziowych. "Kiedy pojawia się wezbranie, to bobry, które miały żeremia czy też nory na brzegach rzeki daleko do wałów, a ich domy zostały nagle zalane, przemieszczają się w kierunku wyższego miejsca, czyli wału przeciwpowodziowego i zaczynają kopać w nich nowe schronienia" – powiedział.
Zaznaczył, że gdy jest to krótkie wezbranie, to wały są mało uszkadzane, gdyż bobry mają mało czasu, by wykopać tunele. Według niego, bóbr w jedną noc może wykopać około dwóch metrów korytarza w twardym materiale ziemnym.
Jak powinni postępować hodowcy zwierząt gospodarskich na terenach powodziowych?
"Wał jest jednak bardziej miękki. A gdy woda cofa się do koryta, to taka nora jest pozostawiana, a bobry wracają bliżej rzeki" – zaznaczył Miszczuk.
Od tego, jak długo woda jest przy wale, zależy, jak rozbudują się bobry i kiedy doprowadzą do zaburzenia krzywej filtracji w korpusie ziemnym i wyprowadzą ją poza wał i nastąpi jego rozmycie.
Powiedział też, że jest problem z odłowem i relokacją bobrów. Odłowy są dopuszczone w dwóch okresach: wczesną wiosną i jesienią. On sam nie odławia wiosną bobrów, gdyż jest to okres, kiedy samice albo urodziły, albo są w zaawansowanej ciąży. Z kolei na jesieni "mało jest osób, które wejdą w nocy do zimnej, nieznanej wody". Jego zdaniem największy jednak problem związany z przesiedleniem bobrów polega na tym, że nie ma co z nimi zrobić z powodu braku miejsc dla odłowionych zwierząt.
Miszczuk zaznaczył, że w przypadku stanowisk powodujących duże, bezpośrednie i nieusuwalne innymi metodami zagrożenie, trzeba podjąć decyzję o eliminacji całego stanowiska. "Stoimy wtedy przed wyborem, czy chronimy bobry, czy ludzi" – dodał.
PAP zapytała ekspertów o możliwości zabezpieczania infrastruktury przed szkodliwą działalnością bobrów. Można np. zabezpieczać wały za pomocą ścianek szczelnych, ale trzeba na to wydać olbrzymie pieniądze.
Obaj eksperci uważają, że dla zabezpieczenia infrastruktury trzeba budować fizyczne bariery. "Jeżeli mamy groblę narażoną na kopanie nie tylko przez bobry, ale także borsuki, lisy i karczowniki, to ją po prostu zabezpieczamy" – powiedział przyrodnik Czech. Najlepszym rozwiązaniem jest siatka metalowa o odpowiednich parametrach albo inna fizyczna przeszkoda.
"Wykłada się jej brzegi, począwszy od poniżej poziomu wody do około metra powyżej siatką stalową lub wkopuje się taką siatkę pionowo. Takie metody były stosowane dziesiątki lat temu" – zaznaczył przyrodnik.
WIR: kompetencje z zakresu łowiectwa i leśnictwa powinno przejąć ministerstwo rolnictwa
Z kolei Miszczuk podkreślił, że po kilku latach, gdy ona zacznie rdzewieć, z korpusu wału zaczną wystawać zardzewiałe pręty i jest wtedy problem z usuwaniem starej siatki i montowaniem nowej. Według niego, zamiast stosować siatki, można użyć specjalnie zaprojektowanych okładzin, które zabezpieczają zarówno przed kopaniem nor, jak i przed zrywaniem darni z wałów przez dziki. Takie okładziny wytrzymują nawet 25 lat.
Naukowcy mówią już od wielu lat o przegęszczeniu populacji bobra w Polsce. W latach 80. oszacowano, że pojemność środowiskowa Polski, jeśli chodzi o bobra europejskiego, wynosi ok. 30 tys. osobników.
Według danych GUS w Polsce jest 149,9 tys. bobrów. GUS liczy stanowiska bobrów i mnoży je przez współczynnik subpopulacji suwalskiej, czyli 3,7 osobnika w rodzinie. Według badań przeprowadzonych przez firmę Bobry.eu, dla centralnego Mazowsza współczynnik wynosi powyżej 6, a w przypadku subpopulacji zachodniej jest to powyżej 7.
Nie wiadomo też, jakie są ostateczne koszty strat, które wynikają z działalności bobrów, gdyż nie są podawane szacunki strat Skarbu Państwa, poza tym wiele osób tych strat po prostu nie zgłasza.
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś