Prezes Energi: wycofujemy się z umów, bo złamano prawo
Energa uznała za nieważne 150 umów na zakup zielonych certyfikatów od właścicieli farm wiatrowych. W przypadku 22 kontraktów wystąpiła z powództwem do sądu.
O decyzji, która wywołała małe trzęsienie ziemi w branży OZE, multiportal Agropolska.pl rozmawiała z Danielem Obajtkiem, prezesem Energi.
Nie obawiacie się oskarżeń, że dobijacie farmy wiatrowe, które i tak mają duże kłopoty?
Absolutnie nie. Już przy ostatniej nowelizacji ustawy o OZE, której uchwalenie przypisywano nam, choć nie mieliśmy z tym nic wspólnego, twierdzono tak samo. A tymczasem ona wręcz pomogła. Proszę zobaczyć jak zareagował rynek. Cena certyfikatów idzie do góry.
Energa: umowy na zielone certyfikaty są nieważne
Natomiast my mogliśmy teraz uchylić kurtynę i pokazać pewien mechanizm. 130 umów na sprzedaż świadectw pochodzenia było opartych o cenę rynkową, ale 22 były po prostu skandaliczne. Niekorzystne dla naszej Grupy, nieodpowiedzialne, wręcz hazardowe. Do tego podpisywano je na 10, 20 lat i opiewały na stałe wartości, które przy wahaniach na rynku, rozjeżdżały się jak 1 do 10. Czyli jeśli certyfikat kosztował na giełdzie ponad 20 zł, my musieliśmy za niego płacić nawet około 300 zł. Nie można było tego dłużej tolerować.
I dlatego zrywacie współpracę?
Chcę jeszcze raz podkreślić, że my tych umów nie wypowiadamy. Uznajemy tylko ich nieważność z powodu nie zastosowania ustawy o zamówieniach publicznych. Już NSA stwierdził wyraźnie w przypadku innej sprawy, że spółka obrotu jest zamawiającym sektorowym i powinna stosować ustawę o zamówieniach publicznych. Jeśli tej ustawy nie uwzględniono przy zawieraniu umów w latach 2007-2013, to naszym zdaniem złamano prawo. A jeśli zostało złamane prawo, to umowy są bezpodstawne. Na tej zasadzie uznajemy ich nieważność i kierujemy sprawę do sądu o jej uznanie.
Wśród sprzedawców w ramach tych 22 umów są przede wszystkim firmy z kapitałem zagranicznym, głownie niemieckim. Co będzie, jeśli przeniosą spór na forum międzynarodowe?
To nie jest spór. Ani kwestia uderzenia w umowy. Po prostu ktoś po drugiej stronie nie zabezpieczył swojego interesu. Nie wiązałbym tej sprawy z właścicielami. Proszę zauważyć, że mówiąc o umowach nie wymieniałem żadnych firm. Nie atakuję nikogo, a jedynie pokazuję problem. Nie szukamy powiązań kapitałowych z takim lub innym krajem, nie wskazujemy czy są to firmy polskie, czy zagraniczne. Uznajemy nieważność umów, bo zostały zawarte niezgodnie z prawem. I będziemy czekali na decyzję sądu w tej sprawie.
Urzędnicy ustalili nowe obowiązki dla wszystkich producentów energii
Jeśli kontrakty były aż tak niekorzystne, to dlaczego właściwie Energa je podpisywała?
To dobre pytanie i sam chciałbym poznać na nie odpowiedź. Moim zdaniem było to łamanie prawa. Jako prezes, dysponujący zespołem prawników, nigdy bym tego nie zrobił. To tak, jakby zawrzeć umowę na 20 lat przewidującą, że będzie się kupować litr paliwa po stałej cenie na przykład 6 złotych. Przecież nikt nie jest w stanie dokładnie przewidzieć jak będą wyglądały stawki za 10 czy 15 lat. Nie można w ten sposób prowadzić biznesu. Zwłaszcza, że już w momencie zawierania tych kontraktów pojawiły się tendencje spadkowe.
Farmy wiatrowe powstawały jak grzyby po deszczu i było jasne, że ceny certyfikatów pójdą w dół. To przecież oczywiste, że jeśli na rynku mamy coraz więcej energii z OZE, to podaż świadectw wzrośnie, a ich ceny spadną. Nie było to wcale trudne do przewidzenia.
Nie wiem czym podyktowane było podpisywanie takich umów. I nie sądzę, żeby podmiot wykonujący prawa z akcji, czyli Ministerstwo Skarbu Państwa, tego nie wiedział. Albo doskonale wiedział, albo nie sprawował dostatecznego nadzoru właścicielskiego, co również jest skandalem. Czy w przypadku spółki z większościowymi udziałami Skarbu Państwa ktoś podpisałby na własną rękę umowy skutkujące wydaniem miliardów złotych bez wiedzy ministerstwa?
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś