Pozwolenie na produkcję energii z wiatraka będzie kosztowało
10-krotność całkowitej wysokości wiatraka – taka ma być minimalna odległość elektrowni wiatrowej, większej niż mikroinstalacja, od zabudowań mieszkalnych i cennych przyrodniczo terenów – zakłada najnowszy projekt ustawy autorstwa posłów PiS.
Zgodnie z projektem ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, całkowita wysokość elektrowni mierzona byłaby od gruntu do najwyższego punktu, wliczając łopaty, których długość zwykle wynosi 1/3-1/2 wysokości wieży. Taki sposób liczenia – zdaniem posłów PiS – zapewniłby „fizyczne” bezpieczeństwo. Argumentują oni, że w takiej odległości najczęściej będą spadać elementy wyrzucone przez łopaty, np. zmrożony śnieg i lód, a także urwane fragmenty łopat.
Odległość nie będzie jedynym kryterium. O możliwości stawiania wiatraka przesądzać mają wyniki przeprowadzonej oceny „uwzględniającej szereg specyficznych miejscowych uwarunkowań, których rozpoznania będzie wymagała indywidualna analiza”.
Lokalizacja elektrowni wiatrowych większych niż mikroinstalacje będzie możliwa wyłącznie na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, który będzie musiał wskazywać maksymalną dopuszczalną wysokość wiatraków.
Wiatraki stawiane niezgodnie z prawem. NIK gani urzędników
Obowiązek minimalnej odległości między elektrownią a obszarami cennymi przyrodniczo mógłby skutkować blokowaniem przez wiatraki powstawania np. rezerwatów przyrody. Dlatego w projekcie ustawy znalazł się wyjątek. Możliwe będzie utworzenie parku narodowego, rezerwatu, parku krajobrazowego, obszaru Natura 2000 oraz leśnego kompleksu promocyjnego bez zachowania minimalnej odległości.
Przepisy nie będą bezwzględnie obowiązywały również w przypadku istniejących już budynków mieszkalnych. Po wejściu w życie ustawy ich właściciele będą mogli je remontować, rozbudowywać, nadbudowywać lub odbudowywać nawet, jeśli spowoduje to naruszenie minimalnej odległości od elektrowni wiatrowej. Odległość ta nie będzie też dotyczyła garaży, obiektów gospodarczych i inwentarskich. Ich zagospodarowanie będzie możliwe na dotychczasowych zasadach.
Projekt mówi również o wiatrakach działających już w dniu wejścia w życie ustawy, a niespełniających zakładanej odległości. Ich właściciele będą mogli je remontować i przeprowadzać inne czynności zapewniające prawidłową eksploatację, ale bez możliwości zwiększania parametrów. W ciągu roku będą musieli uzyskać też decyzję zezwalającą na dalszą eksploatację.
Posłowie PiS proponują, by zrezygnować z dotychczasowych zapisów zakładających podział elektrowni wiatrowej na część budowlaną i techniczną. Cała elektrownia ma być obiektem budowlanym. A to oznacza, że obowiązywałyby ją przepisy Prawa budowlanego dotyczące użytkowania obiektów budowlanych oraz katastrof budowlanych.
Uregulować odległość wiatraków od zabudowań
Dokument przewiduje wprowadzenie obowiązku uzyskania przez inwestora, oprócz decyzji o pozwoleniu na użytkowanie, dodatkowej decyzji zezwalającej na eksploatację. Wydawałby ją Urząd Dozoru Technicznego. Wcześniej jednak sprawdzałby przedłożoną przez inwestora dokumentację, zgodność z nią wyposażenia elektrowni, uczestniczyłby także w przeprowadzaniu prób funkcjonowania elektrowni.
Decyzja UDT wydawana byłaby na dwa lata. Potem traciłaby ważność. Po 18 miesiącach od jej uzyskania inwestor mógłby jednak złożyć wniosek o jej przedłużenie na kolejne dwa lata. Jak tłumaczą posłowie, miałoby to zapewnić okresową kontrolę zdatności elementów technicznych instalacji. Co ważne, decyzja o pozwoleniu na eksploatację wygasałaby również w chwili rozpoczęcia naprawy lub modernizacji wiatraka. Po zakończeniu prac trzeba byłoby starać się o nowe pozwolenie. Inwestor musiałby też pamiętać, by wszystkie naprawy i modernizacje zgłaszać wcześniej UDT.
Urząd za swoją pracę pobierałby opłaty. Ich wysokość określiłby w rozporządzeniu minister energii. Górna granica miałaby wynieść 1 procent wartości inwestycji. Do czasu wejścia w życie rozporządzenia opłata pobierana byłaby jednak w maksymalnej wysokości.
PiS przyznaje, że proponowane rozwiązania wpłyną na ostateczne koszty funkcjonowania elektrowni wiatrowych. Inwestorzy będą musieli bowiem uiszczać dodatkowe opłaty. „Szacunkowe roczne koszty dla wszystkich elektrowni wiatrowych w Polsce wyniosą około 27-150 mln zł przy zachowaniu obecnego poziomu mocy elektrowni (około 5300 MW)” - zaznaczają posłowie.