Bobry – wrogowie rolnika?
Od czasu skutecznej odbudowy populacji bobry z gatunku zagrożonego wyginięciem stały się gatunkiem powodującym wiele szkód i mocno uprzykrzającym życie wielu rolnikom. Czy można coś zrobić, żeby rolnicy nie uważali bobrów za wrogów?
Szkodliwość bobrów jest powszechnie znana i często komentowana, szczególnie przez tych, których szkody te bezpośrednio dotykają. Jedną z takich szkód jest powodowanie podtopień niżej położonych użytków, najczęściej łąk. Często uniemożliwia to zebranie plonu. Jeśli mimo wszystko udaje się zebrać siano z takich podmokłych łąk, to będzie ono gorszej jakości, z dużym udziałem turzyc i innych roślin o niskiej wartości paszowej.
IUNG: susza jest, ale na mniejszym obszarze
Tym samym taki użytek ma rzeczywistą wartość niższej klasy bonitacyjnej Jednak podatek trzeba płacić od takiej klasy, która figuruje w ewidencji gruntów. Jeśli bobry zbudują tamę w rowie melioracyjnym, to może to spowodować wymakanie ozimin lub utrudnić, względnie uniemożliwić wykonywanie wiosennych prac polowych.
Kolejną szkodą jest niszczenie drzew i krzewów. Jeśli są to jakieś drzewa naturalnie rosnące na brzegu strumienia czy kanału, to pół biedy, gorzej, jeśli są to drzewa użytkowe, a najgorzej – gdy jest to sad, który może zostać całkowicie zniszczony. Warto też pamiętać o innych szkodach powodowanych przez te zwierzęta, takich jak wykopywanie tuneli, często w wałach przeciwpowodziowych czy zalewanie mostków na skutek spiętrzania wody.
Mimo to ochrona bobrów była uzasadniona nie tylko w sytuacji, gdy gatunkowi temu groziło wyginięcie. W skali regionalnej i krajowej gatunek ten jest zdecydowanie pożyteczny, szczególnie w suche lata, jak 2014 i 2015. Dzięki działalności bobrów podnosi się poziom wód gruntowych, zwiększa zatrzymywanie (retencję) wody w ekosystemach. Dzięki temu mniej wody spływa bezużytecznie do morza, a także zmniejsza się zagrożenie pożarowe w lasach i zwiększa bioróżnorodność. Czy jednak można mówić o pożytku z bobrów w skali lokalnej, nawet dla ich bezpośrednich sąsiadów – rolników? Może to zabrzmi jak herezja, ale jest to możliwe – wszystko zależy od konkretnej sytuacji!
Uziarnienie gleby decyduje o plonowaniu
Dzięki budowie tam powstają zalewy, czyli zbiorniki retencyjne, które można wykorzystać na przykład do nawadniania. Bywa również, że do zalania nie dochodzi, gdyż sąsiadująca z takim zalewem łąka lub pole jest położona jeden i więcej metrów nad poziomem tego zbiornika. W takiej sytuacji podniesienie poziomu wody jest zdecydowanie pozytywne, gdyż dotyczy to nie tylko wody w samym zalewie, ale również na sąsiadujących polach. A dzięki temu uprawy będą lepiej zaopatrzone w wodę.
Warto tu wspomnieć, że optymalny poziom wody gruntowej dla użytków zielonych położonych na piaskach luźnych i słabogliniastych to 40-70 cm, a na glebach pyłowych i gliniastych – 60-150 cm. Warto też sprawdzić, czy obniżka plonów w jednym – zalanym lub podtopionym – fragmencie łąki lub pola nie jest rekompensowana zwiększonymi plonami w innym wyżej położonym miejscu.
Tama zbudowana w rowie melioracyjnym będzie przekleństwem, jeśli powoduje zalanie pola wczesną wiosną i wymoknięcie oziminy lub uniemożliwi uprawę na polu w swoim sąsiedztwie. Jeśliby jednak udało się tych dwóch sytuacji uniknąć, a sezon wegetacyjny był suchy, tak jak w latach 2014 i 2015, to taka tama stanie się błogosławieństwem, gdyż pozwoli zatrzymać na polu więcej wody do dyspozycji roślin uprawnych.
Można się wreszcie doszukać pewnych stron pozytywnych ścinania drzew przez bobry, pod warunkiem, że nie są to drzewa z sadu lub inne cenne okazy. Jeśli są to drzewa rosnące spontanicznie na nieużytku w bezpośrednim sąsiedztwie strumienia czy zalewu, to po ich ścięciu i obgryzieniu będą szybciej wysychać – a zatem można je zabrać jako znakomity materiał na opał.
Najlepiej widać z nieba
Co za tym zrobić, żeby przekonać rolników, żeby nie uważali bobrów za wrogów i szkodniki godne wytępienia? W tym wypadku same argumenty słowne to za mało. Bezpośrednie szkody są widoczne na pierwszy rzut oka, a strony pozytywne znacznie mniej. Korzyści, które mogą występować dzięki podwyższeniu poziomu wody gruntowej na użytkach położonych dalej i wyżej są trudne do oszacowania bez szczegółowych badań naukowych, których wykonanie na polach większości rolników jest nierealne.
W tym wypadku wielkie pole do popisu mają władze. Dobrze byłoby uprościć procedury tak, żeby wypłaty rekompensat za szkody powodowane przez bobry (i inne zwierzęta) można było uzyskać nie na drodze sądowej, ale postępowania administracyjnego. Przecież wiele rzeczy, na przykład powierzchnię zalaną można ocenić z powietrza – na podstawie zdjęć z dronów, samolotów lub nawet satelitów i tylko od czasu do czasu weryfikować na miejscu. Dobrze byłoby, gdyby prawo dopuszczało możliwość modyfikacji tam, powodujących obniżenie poziomu wody w zalewach o 20-40 cm – to często wystarcza, żeby zmniejszyć obszary podtopione. Wypadałoby też zwolnić rolnika z podatku gruntowego za fragment zalany lub podtopiony. Wreszcie, należy wspomóc sadowników zagrożonych przez bobry, czyli współfinansować wydatki związane z ochroną drzew owocowych przed obgryzaniem.
Przyroda, a zatem i bobry, które są jej częścią, jest wspólnym dobrym wszystkich mieszkańców naszego kraju. Ale jej ochrona nie może się odbywać wbrew rolnikom i ich kosztem.
***
Dr inż. Michał Stępień jest absolwentem SGGW w Warszawie