Brakuje zapraw. Chemizacja wzrasta nawet ośmiokrotnie
- Brak zapraw skutkował kilkukrotnymi zabiegami na całym polu, co powodowało jesienią wytrucie pszczół. Były mszyce, na których była spadź rzepaku, więc gdy pojawiły się pszczoły nastąpiło ich zatrucie. Czy o to chodzi pszczelarzom i Greenpeace? Chyba nie - mówił prof. dr hab. Marek Mrówczyński.
Dyrektor Instytutu Ochrony Roślin-Państwowego Instytutu Badawczego podkreślał podczas jednego z ostatnich posiedzeń sejmowej komisji rolnictwa, że problem braku zapraw nasiennych na różne uprawy, w tym bobowate czy rzepak, istnieje i będzie istniał. To konsekwencja decyzji Unii Europejskiej.
Zgoda na neonikotynoidy w burakach cukrowych
- Tylko zaprawianie nasion i na szkodniki, i na choroby ma sens, a nie opryskiwanie - przekonywał naukowiec. Chwalił też decyzję ministra rolnictwa z lipca ub.r. o zezwoleniu na używanie na okres 120 dni 3 zapraw nasiennych. To pozwoliło ograniczyć chemizację do jednego, dwóch zabiegów nalistnych.
- Co się działo, gdy zapraw nie było? Dam przykład z Centralnego Ośrodka Badania Odmian Roślin Uprawnych. W trakcie badań stwierdzono, że gdy były stosowane zaprawy, w stacjach COBORU stosowano pół zabiegu ochronnego nalistnego. A gdy zapraw nie było, stosowano nawet cztery zabiegi, czyli chemizacja wzrosła aż osiem razy. Czy o to nam chodzi? Dlatego lepsze są tzw. derogacje zapraw niż opryskiwanie roślin, które stwarza większe zagrożenie dla środowiska - wskazywał szef IOR-PIB.
- Okazuje się, że to, co byłoby tańsze i skuteczne jest przez Unię wycofywane. Jesteśmy karmieni najdroższymi, najbardziej, można powiedzieć, nowoczesnymi, ale jakże kosztownymi środkami ochrony roślin, nawet w przedziale roślin bobowatych. Tak po prostu jest ze wszystkim - skomentował Aleksander Zaręba z NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność".
Ekolodzy zarzucają ministrowi złamanie procedur ws. neonikotynoidów
Jego zdaniem do tematu należałoby podejść bardziej pragmatycznie, a przede wszystkim w bardziej narodowy, polski sposób.
- W ramach pracy w COPA COGECA zderzamy się z propozycjami odejścia od stosowania zapraw. Ciągle jest walka organizacji pozarządowych o to, żeby dbać o środowisko. A z drugiej strony wychodzi szydło z worka, czyli ci ludzie po prostu są opłacani przez jakiś nieznany kapitał, żeby zwiększyć obroty poszczególnych firm w sprzedawaniu środków na następnym etapie prowadzenia danej uprawy - stwierdził Mirosław Borowski, wiceprezes Krajowej Rady Izb Rolniczych.
Celina Jankowska z rolniczej "Solidarności" również wytykała wzrost chemizacji, jako efekt wycofywania zapraw. Według niej odbywa się w ten sposób prymitywizacja stosowania środków ochrony roślin na plantacjach.
- Był taki moment, że na trzy albo na cztery lata wycofano wszelkie środki przeciwko szkodnikom, przede wszystkim na kwieciaka w uprawie truskawek i malin, tak jakby na pierwszy zabieg w sezonie. Pozostawiono same pyretroidy, a to było zaproszenie na naszą plantację przędziorka i roztocze. Potem nie można ich zwalczyć nawet w 3-, 4- i 5-krotnych zabiegach - przekazywała Jankowska.
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś