ASF. Hodowca z Podlasia walczy o swoje pieniądze
Hodowcy trzody chlewnej, którym nie przyznano odszkodowania za zabite świnie w związku z ogniskiem ASF, walczą o pieniądze w sądzie. Jednym z nich jest Andrzej Brzozowski.
Andrzej Brzozowski jest właścicielem kilku gospodarstw, w których łącznie utrzymuje kilkadziesiąt tysięcy świń.
Ognisko ASF po raz 14 wybuchło na Podkarpaciu
Hodowca przestrzegał zasad bioasekuracji
Na należącej do hodowcy fermie w miejscowości Wólka Wygonowska w gminie Orla w powiecie bielskim w woj. podlaskim, 31 maja ub.r. stwierdzono ognisko ASF. Andrzej Brzozowski utrzymywał tam 730 macior i 1900 tuczników oraz warchlaki i prosięta, w sumie 8012 świń. Wszystkie zwierzęta zostały zabite.
- Chlewnia spełniała wszelkie zasady bioasekuracji. Potwierdziły to liczne kontrole weterynaryjne. Przeszliśmy też pozytywie bardzo rygorystyczne audyty z Rosji i Białorusi, dzięki którym mieliśmy pozwolenie na eksport żywca wieprzowego do Rosji oraz kontrolę unijną, która również nie stwierdziła nieprawidłowości i pokazała tamtejszym urzędnikom, jak Polska walczy z ASF-em - mówi w rozmowie z naszym portalem Andrzej Brzozowski.
Mimo to wirus ASF dostał się do chlewni. Wciąż nie wiadomo jak to się stało. Natychmiast po stwierdzeniu ogniska choroby rozpoczęło się dochodzenie epizootyczne, które trwało kilka tygodni, a jego wyniki hodowcy otrzymali pod koniec sierpnia. Z kolei decyzję odmowną dotyczącą odszkodowania powiatowy lekarz weterynarii wystawił miesiąc później.
Chleb, który był pianką
ASF. Ile gospodarstw otrzymało odszkodowania za zabite świnie?
Przedstawiciele Inspekcji Weterynaryjnej podczas kontroli na fermie w Wólce Wygonowskiej wskazali na wiele uchybień, które ich zdaniem uniemożliwiły przyznanie hodowcom odszkodowania za zabite zwierzęta.
- Inspektorzy stwierdzili, że w zbiorniku na gnojowicę pływa kromka chleba. Moim zdaniem, chcieli stworzyć wrażenie, że na fermie panuje bałagan. Bo skoro w zbiorniku był chleb to znaczy, że pracownik zjadł na przykład wędlinę czy mięso wieprzowe, które mogło zawierać wirusa. Chcę podkreślić, że takie praktyki były u nas niedopuszczalne. Co ciekawe, ostatecznie okazało się, że to nie był chleb, ale kawałek pianki montażowej - mówi Mariusz Nackowski, dyrektor gospodarstwa.
Inspekcja zarzuciła też hodowcom, że przy drzwiach wejściowych do budynku nie było tabliczek informacyjnych.
- Rzeczywiście, jedna tabliczka spadła, ale natychmiast ponownie ją zawiesiliśmy. Nie to jednak okazało się największym problemem. Inspektorzy stwierdzili, że powinny one wisieć przy każdych drzwiach w budynku, nawet awaryjnych, które otwierają się tylko na zewnątrz i zgodnie z przepisami przeciwpożarowymi będą używane w przypadku ewakuacji - mówi Nackowski.
Myszy wolno żyjące i niewymiarowe maty
ASF. Wieprzowina z Dolnego Śląska nie trafi na Ukrainę
Kolejny wniosek pokontrolny mówi o tym, że hodowcy nie wykluczyli kontaktu świń z wolno żyjącymi oraz domowymi zwierzętami.
- Budynki w naszym gospodarstwie są od siebie oddalone. Żeby nie przepędzać świń po podwórzu wybudowaliśmy między nimi zadaszone oraz osłonięte po obu stronach litymi ścianami wiszące łączniki. IW stwierdziła jednak, że w trakcie przechodzenia przez nie świnie mogą mieć kontakt z gryzoniami, które w protokole zostały określone mianem zwierząt wolno żyjących - mówi Nackowski.
Urzędnicy zarzucili też hodowcom, że przed niektórymi drzwiami nie wyłożyli mat dezynfekcyjnych.
- One były wyłożone przed wejściem oraz wyjściem z chlewni. Nie kładliśmy ich przy wyjściach awaryjnych, ponieważ to nie ma sensu. Kto będzie miał czas na dezynfekcję obuwia w sytuacji, kiedy będzie uciekał przez te drzwi podczas pożaru? - pyta Mariusz Nackowski.
ASF u świń po raz szósty w Wielkopolsce
Zarzuty odnośnie mat dotyczyły również ich rozmiarów. Okazało się, że ich szerokość jest mniejsza niż brama wjazdowa do gospodarstwa, a w protokole znalazł się zapis, iż nie zapewniały one kontaktu z całym obwodem kół pojazdów wjeżdżających na teren fermy.
- To nieprawda. Zrobiliśmy zdjęcia i wykazaliśmy, że maty zostały położone prawidłowo, ale służby nie zmieniły decyzji – mówi Mariusz Nackowski.
Andrzej Brzozowski podkreśla natomiast, że nikt do dzisiaj nie potrafi mu wskazać właściwego wymiaru maty dezynfekcyjnej.
Sąd utrzymał decyzję PLW
Hodowca odwołał się od decyzji PLW do sądu rejonowego. Odbyła się rozprawa, podczas której, jak informuje właściciel stada, sąd nie potrafił precyzyjnie określić drogi, jaką wirus trafił na fermę. Mimo to utrzymał w mocy odmowną decyzję dotyczącą wypłacenia pieniędzy za zabite świnie.
Rolnik do 23 września nie otrzymał uzasadnienia wyroku. Zapewnia jednak, że nie zamierza rezygnować z walki o odszkodowanie.
-
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w najnowszym wydaniu magazynu Przedsiębiorca Rolny. ZAPRENUMERUJ