1200 świń padło w chlewie. Sprawa trafiła do parlamentu
W automatycznym chlewie w Holandii, który miał nadzorować Polak znaleziono 1200 martwych świń. Sprawa trafiła nawet do parlamentu. Osoby mieszkające w pobliżu są natomiast oburzone próbą ukrycia sprawy.
Do zdarzenia w Haaren na południu kraju doszło 18 lipca, ale dopiero teraz dowiedziała się o nim opinia publiczna. W automatycznym chlewie nie ma pracowników bowiem woda i pasza jest dostarczana zwierzętom w sposób zautomatyzowany - donosi "Gazeta Wyborcza".
Hodowcy trzody chlewnej mogą odzyskać część wydatków
Wymagany jest jedynie nadzór, czy wszystko przebiega bez zakłóceń. Według holenderskich mediów, które szeroko opisują sprawę takim nadzorcą miał być mieszkający w sąsiedztwie Polak.
Tymczasem feralnego dnia w chlewie alarm włączał się trzykrotnie: pierwsze dwie interwencje nie wykazały nieprawidłowości. Przy trzeciej znaleziono ponad tysiąc martwych zwierząt. Przyczyną padnięcia świń była awaria klimatyzacji.
O zdarzeniu długo nie wiedziała zarówno opinia publiczna w Holandii, jak i tamtejszy odpowiednik polskiego sanepidu Holenderski Urząd Kontroli Żywności i Towarów (NVWA). Prawo nakazuje zgłaszanie takich sytuacji, ale właściciel chlewu tego nie zrobił.
Trwa śledztwo, które ma wyjaśnić przyczyny wypadku, a w kraju rozpoczęła się dyskusja na temat hodowania świń w taki sposób. Sprawa trafiła nawet parlamentu bowiem jedna z jego przedstawicielek zwróciła się z pytaniami do ministerstwa o sytuację i kondycję zautomatyzowanego chowu zwierząt.
- Tematy związane z hodowlą i produkcją trzody chlewnej można znaleźć w dwumiesięczniku "Hoduj z Głową Świnie" ZAPRENUMERUJ
źródło: "Gazeta Wyborcza"