Urzędowi lekarze weterynarii mają dość. Chcą być wysłuchani
Stowarzyszenie Urzędowych Lekarzy Weterynarii zostało reaktywowane podczas spotkania, które odbyło się w niedzielę 11 lipca w Łodzi. W spotkaniu licznie wzięli udział urzędowi lekarze weterynarii reprezentujący wszystkie regiony kraju.
Stowarzyszenie zostało reaktywowane w celu sprawnego reagowania na propozycje zmian formułowanych przez ministerstwo rolnictwa oraz reprezentowanie stanowiska urzędowych lekarzy weterynarii w sprawach dotyczących tworzenia prawa mającego bezpośrednie przełożenie na ich pracę.
Na temat projektu rozporządzenia oraz spotkania, podczas którego doszło do reaktywacji stowarzyszenia, rozmawiamy z Prezesem SULW Bartoszem Woźniakiem.
Koniec lekceważenia lekarzy weterynarii
Mirosław Lewandowski: Czy może Pan na wstępie tej rozmowy wyjaśnić naszym czytelnikom, kim są urzędowi lekarze weterynarii, których środowisko Pan reprezentuje?
Bartosz Woźniak - Tak, warto w tym miejscu przybliżyć kto jest kim w środowisku weterynaryjnym. Po pierwsze mamy lekarzy wolnej praktyki leczących duże, małe, czy egzotyczne zwierzęta. W zasadzie jest to jedyna niezależna grupa. Kolejną stanowią lekarze weterynarii zatrudnieni w Inspekcji Weterynaryjnej (IW). W Polsce jest ich 1138. Są także pracownicy IW nie będący lekarzami. Wszystkie zaś osoby działające w ramach IW należą do korpusu służby cywilnej i są zatrudnione na umowę o pracę. I wreszcie trzecią grupę stanowimy my czyli urzędowi lekarze weterynarii. Jest nas w całym kraju ok 5500 osób.
Mirosław Lewandowski: Co należy więc do głównych obowiązków urzędowych lekarzy weterynarii?
Bartosz Woźniak - Mamy wiele obowiązków. Po pierwsze są to kontrole w gospodarstwach, gdzie sprawdzamy dobrostan zwierząt oraz dostosowanie do wymagań związanych ze zwalczaniem chorób zakaźnych takich jak np. ASF. Wystawiamy świadectwa zdrowia będące potwierdzeniem stanu i statusu zwierząt, co umożliwia ich przemieszczanie np. do rzeźni. Pobieramy próby do badań monitoringowych jak krew, mleko itp. Dzięki wynikom tych badań gospodarstwo uzyskuje status zezwalający na wprowadzanie wytwarzanych na swoim terenie produktów do obrotu. Prowadzimy nadzór nad miejscami gromadzenia i obrotem zwierzętami. Nadzorujemy również rzeźnie tj. kontrolujemy czy traktowanie dostarczanych do ubojni zwierząt jest właściwe.
Ardanowski: Bruksela chce zabić hodowlę zwierząt w UE
Mirosław Lewandowski: Co macie konkretnie na myśli mówiąc o złym traktowaniu przez ministerstwo rolnictwa?
Bartosz Woźniak - Nikt nie rozmawiał i nie rozmawia z urzędowymi lekarzami weterynarii głównie dlatego, że nie mieliśmy swojej reprezentacji, może z wyjątkiem Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Nie jest to jednak jej główna działalność. Dlatego zazwyczaj poddawaliśmy się temu, co nam narzucano. Z drugiej strony ministerstwo wcześniej także nie poddawało do konsultacji swoich projektów.
Mirosław Lewandowski: Czy może Pan coś więcej powiedzieć o projekcie rozporządzenia ministra rolnictwa? Dlaczego stał się on punktem zapalnym?
Bartosz Woźniak - Nie godzimy się na stawki, jakie są tam proponowane, a konkretnie na rozliczanie godzinowe, którego założeniem jest zrównanie zarobków wszystkich lekarzy do jednego poziomu. Nie zgadzamy się również na różnicę w stawce dziennej i nocnej na proponowanym poziomie, ponieważ nie jest ona adekwatna do obciążenia z jakim się mierzymy.
Mirosław Lewandowski: Czy są jeszcze pewne zapisy w projekcie, z którymi się nie zgadzacie?
Bartosz Woźniak - Tak, drugą kwestią budzącą nasze zaniepokojenie jest zalecenie zwiększenia zaangażowania personelu pomocniczego. Odnieśliśmy wrażenie, że ministerstwo sugeruje by w każdym zakładzie zajmującym się ubojem zwierząt i przetwórstwem większość lekarzy była wyznaczona jako pomoc techniczna za znacznie mniejszą stawkę. To wpłynie na kolejny podział naszego środowiska tworząc grupę lekarzy i technicznych "podlekarzy", a na to nie możemy się zgodzić.
Ogniska ASF wybuchają głównie w małych gospodarstwach
Mirosław Lewandowski: Wspomniał Pan o tym, że środowisko lekarzy weterynarii jest podzielone. Może Pan powiedzieć coś więcej na ten temat?
Bartosz Woźniak - Podstawowa kwestia to brak komunikacji pomiędzy wymienionymi na wstępie grupami skupiającymi lekarzy weterynarii. Rodzi to niemałe problemy i buduje podziały. Ale podstawową kością niezgody pozostaje duża dysproporcja między zarobkami.
Mirosław Lewandowski: A czy projekt rozporządzenia Pana zdaniem wzmacnia podział środowiska weterynaryjnego?
Bartosz Woźniak - Tak, interpretacja zawarta w projekcie rozporządzenia jest taka, że urzędowi lekarze powinni zarabiać więcej, ponieważ ponoszą wyższą odpowiedzialność. I nie chodzi o samą stawkę, która nie jest znacząco wyższa, ale o sformułowania, że jedni mają większą wiedzę od drugich, większą odpowiedzialność itd. To spowodowało, co nie jest dziwne, że pracownicy IW nie patrzą na nas przychylnym okiem.
Mirosław Lewandowski: Mam wrażenie, że przychylnym okiem nie patrzą na Was również rolnicy, szczególnie hodowcy trzody chlewnej.
Bartosz Woźniak - Wizerunek lekarzy weterynarii w oczach rolników nie jest dobry i mamy tego świadomość. Rolnikom często każda osoba związana z weterynarią kojarzy się tak samo. Tymczasem przypomnę, że w naszej grupie istnieją trzy oddzielne byty i każdy z nich działa na podstawie decyzji administracyjnych. To nie jest tak, że mamy swoje "widzi mi się". Nie szukamy dziury w całym, lecz kierujemy się instrukcjami głównego lekarza weterynarii i ministra rolnictwa, instrukcjami często tworzonymi na podstawie przepisów tworzonych w Brukseli.
- Całą rozmowę można znaleźć w najnowszym wydaniu magazynu Hoduj z Głową Świnie nr 4/2021. ZAPRENUMERUJ