Potrzebne mobilne piece do utylizacji drobiu? Minister odpowiada
Czy firmy utylizacyjne podczas kryzysu związanego z licznymi ogniskami tzw. ptasiej grypy wycofały się z powodu braku zapłaty? Czy państwo wesprze zakup mobilnych pieców kremacyjnych?
Te kwestie zostały m.in. poruszone podczas jednego z posiedzeń sejmowej komisji rolnictwa. O to, czy prawdą jest, że firmy utylizujące nie stawiały się w miejscach ognisk, ponieważ nie dostały pieniędzy za wcześniejszą utylizację i za likwidację stad, pytała poseł Dorota Niedziela (KO).
Stado indyków ocalone. Weterynaria zmieniła zdanie o wybiciu
- Firmy miały wielkie trudności, ponieważ zwierzęta albo zagazowane, albo padłe, leżały kilka dni i trudno było usuwać z kurnika tysiące zwłok. Dlatego firmy się wycofały i żądały natychmiastowej spłaty zaległych pieniędzy. Zwłoki zwierząt z kolei stanowiły ogromne źródło zakażenia, skoro nie zostały zaraz zlikwidowane. Czy prawdą jest, że nie było pieniędzy na utylizację? - wskazywała.
Z kolei poseł Stefan Krajewski (KP) dociekał, ile od 2015/2016 r. zostało zakupionych mobilnych pieców kremacyjnych?
- Od 30 lat piece są wykorzystywane w Wielkiej Brytanii. Dzisiaj na polskim rynku są firmy, które proponują sprzedaż mobilnych pieców kremacyjnych. Na miejscu da się zutylizować, nie trzeba wozić zwierząt. A przepisy, unijne i prawo polskie, nakazują możliwie niezwłoczną utylizację, a nie składowanie na grzebowiskach, więc czas biegnie. Pieniądze powinny być zabezpieczone i piece powinny być kupowane, bo problemy będą występować - mówił.
Poseł Zbigniew Ziejewski (KP) także przekonywał, że w dużych zagłębiach, jak Wielkopolska, Żuromin, Nowe Miasto i inne, powinny stać właśnie przenośne środki do utylizacji kurczaków. Dzisiaj to sami rolnicy kupują sobie takie przenośne utylizatornie, ale spalają dzienne upadki.
Grypa ptaków doprowadziła do dramatów. Rodziny tracą miliony
- Dzienne, ale nie wtedy, jeżeli padnie cały kurnik, gdzie jest 20 tys., 30 tys. czy 40 tys. indyków. Żadna maszyna nie jest w stanie spalić tylu sztuk. Dlatego rząd powinien podjąć decyzję odnośnie istniejących spalarni. Ile ich powinno być? W jakich miejscach? Czy w centrach, gdzie jest bardzo duża hodowla? Czy tam właśnie spalarnie powinny być umiejscowione? - pytał parlamentarzysta.
Grzegorz Puda, minister rolnictwa przekonywał w odpowiedzi, że nieprawdą jest, że nie było pieniędzy na utylizację. Zaprzeczył ponadto, jakoby firmy wycofywały się z zagrożonych terenów, ponieważ nie były dla nich przeznaczane środki finansowe.
- Firmy, o których mówi pani przewodnicząca Niedziela, faktycznie wycofywały się, jednak nie z powodów finansowych. Z powodu tak dużego obszaru i tak dużego skupiska martwych ptaków czy ptaków, które należało zagazować wybierały sobie inne kurniki. Po prostu chciały to zrobić dobrze, nie dzieląc odpowiedzialności na kilka, kilkanaście kurników - wyjaśniał szef resortu.
W kwestii pieców mobilnych przekonywał natomiast, że ich wydajność przy takim wydarzeniu, jest bardzo mała.
- Gdybyśmy jako ministerstwo mieli zakupić piece, to jak wynika z informacji, które posiadamy, ich wydajność wynosi tonę na godzinę. Czyli w jednym piecu taka liczba zwierząt byłaby spalana przez 3 lata. Oczywiście proporcjonalnie można tę ilość zmniejszać, kupić więcej pieców, natomiast prawdą jest, że i tak piece w żaden sposób systemowo problemu by nie rozwiązały - stwierdził minister.
- Książki warte polecenia: Sygnały brojlerów |Sygnały kur nieśnych |Sygnały indyków