Brak umów kontraktacyjnych w drobiarstwie destabilizuje rynek
Produkcja drobiu jest niestabilna, a jej opłacalność obecnie niska. Przyczyną tego jest brak umów kontraktacyjnych, co utrudnia planowanie - powiedział Piotr Kulikowski, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa.
Szef KRD zaznaczył, że w innych krajach europejskich nie ma takiej sytuacji, a na rynku drobiu jest dużo większa stabilizacja. Przyczyn tego stanu jest kilka. Jedną z nich jest skala polskiego drobiarstwa, które w 50 proc. jest skazane na eksport.
Grypa ptaków nie zatrzymała rozwoju polskiego drobiarstwa
- Siłą rzeczy musimy towar wywieźć, a wywożąc go, uzyskujemy na innych rynkach niższe ceny, niż byśmy sprzedawali w kraju - powiedział. Dodał, że towar musi być za granicą tańszy, aby konkurować z produktami lokalnymi.
Jak zauważył, kolejną sprawą, na którą branża nie ma wpływu, jest sprzedaż na krajowym rynku. Drób w sklepach jest najtańszym mięsem - w żadnym innym unijnym kraju jego ceny nie są tak niskie. Jest to związane ze strukturą polskiego handlu i wymuszaniem przez sieci niskich cen.
- Natomiast to, na co KRD ma wpływ, to na organizację branży, i jeżeli analizujemy, dlaczego ceny skupu drobiu mogą tak szybko spadać, to dochodzimy do wniosku, że to wynik braku planowania produkcji. Gdyby rzeźnia miała w pełni zakontraktowane uboje, to mogłaby prowadzić analizy popytu na drób i w razie konieczności wskazać hodowcy, by np. nieco zmniejszył produkcję, bo nadmiar towaru zwykle oznacza spadek cen - argumentował Kulikowski.
Dodał, że zmniejszenie produkcji mogłoby polegać na zwiększeniu okresu między jednym a drugim wstawieniem kurcząt do kurnika. Okres produkcyjny w przypadku brojlerów trwa 35-42 dni.
Odnotowano kolejne spadki w skupie drobiu
Szef Krajowej Rady Drobiarstwa podkreślił, że takie planowanie jest niemożliwe, bo 30 proc. rynku drobiu działa poza kontraktacją. Hodowcy bez umów podejmują spekulacyjne decyzje, produkując kurczaki i nie wiedząc, czy ktoś je kupi. Jeżeli jest koniunktura, to wygrywają, ale jeżeli na rynku jest towaru zbyt dużo, to sprzedają mięso po bardzo niskich cenach, destabilizując cały rynek. - Wówczas przetwórca może zaoferować sieciom niższą cenę, co powoduje, że supermarkety starają się wymuszać obniżenie ceny przez tych dostawców, którzy pracują stabilnie - tłumaczył.
Zdaniem Kulikowskiego branża drobiarska musi wprowadzić zmiany w funkcjonowaniu sektora, a podstawą powinna być umowa kontraktacji. Na tej podstawie bank powinien udzielać kredytów obrotowych, a ubojnia współpracować z hodowcami w sprawie zwalczania chorób zakaźnych, m.in. salmonelli.
Jak mówił, "ucywilizować rynek" można np. poprzez wprowadzenie ubezpieczeń. Obecnie państwo wydaje pieniądze na wsparcie często słabych hodowców, u których występują choroby zakaźne zwierząt.
- W opinii Krajowej Izby Drobiarskiej lepiej byłoby, gdyby te środki przeznaczyć na dofinansowanie ubezpieczeń od ryzyka (salmonelli czy grypy ptaków) - powiedział ekspert. Podkreślił, że to zwykle ubezpieczyciel nadzoruje ubezpieczonego, wskazując mu słabe punkty w jego działalności, on też domaga się umów na zbyt ubezpieczonej produkcji.
Dariusz Goszczyński, dyrektor biura KRD poinformował, że Komisja Europejska wyraziła zgodę na dopłaty do ubezpieczenia związanego z ryzykiem wystąpienia salmonelli w ramach PROW 2014-2020. Pilotażowy program ruszy pod koniec roku. Na ten cel jest 200 mln zł.
- Książki warte polecenia: Sygnały brojlerów |Sygnały kur nieśnych |Sygnały indyków