Lekarze weterynarii i hodowcy powinni współpracować
Jak powinna się układać współpraca lekarzy weterynarii z hodowcami, jak zwalczać choroby cieląt oraz jakie błędy można popełnić podczas diagnostyki weterynaryjnej? To główne tematy konferencji weterynaryjnej, która na początku grudnia odbyła się we Wrocławiu.
Towarzyszyło jej hasło "Procedury w fermach bydła mlecznego i mięsnego". Organizatorzy, tj. wydział medycyny weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu przygotował tematykę, która dotyczyła nie tylko lekarzy weterynarii, ale także zootechników oraz hodowców.
Dla tych ostatnich szczególnie interesujący był pierwszy panel wykładowy dotyczący nadzoru nad metabolizmem krów.
Rozpoczął go prof. dr hab. Zygmunt Kowalski z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, który mówił o monitoringu zdrowia i żywienia krów mlecznych.
- Ocena żywienia krów w okresie okołoporodowym może być podstawą dobrego zarządzania stadem oraz profilaktyki zaburzeń metabolicznych. Zwierzęta, które nie odpowiadają pewnym normom dotyczącym wieku, wydajności mleka, kondycji, czy apetytu powinny być kwalifikowane do grupy ryzyka i znajdować się pod szczególnym nadzorem hodowców - tłumaczył.
Dr inż Zbigniew Lach z Ośrodka Hodowli Zarodowej w Osięcinach mówił o standardach żywienia w zasuszeniu i początkowym okresie laktacji. - Krowa zasuszona jest w Polsce traktowana po macoszemu i musimy to zmienić, podobnie jak twierdzenie, że zasuszenie jest końcem laktacji - rozpoczął swoje występie dr Lach.
Jego zdaniem głównym problemem hodowców jest brak apetytu krów w okresie zasuszenia oraz startu w laktację. Kluczowym znaczenie ma nadmierny BCS (Body Condition Scoring) mlecznic tuż przed porodem, który wpływa na słaby apetyt.
Prof. dr hab. Tadeusz Stefaniak z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu mówił o nowej formie współpracy między lekarzem weterynarii a hodowcą.
- Jeśli lekarz weterynarii oprócz leczenia zwierząt będzie się także zajmował monitoringiem stada i kontrolą wyników produkcyjnych to nasza współpraca ma szansę wstąpić na wyższy pułap. Wydaje mi się, że nasi hodowcy powinni się wzorować na amerykańskich, którzy swoim lekarzom połowę pieniędzy płacą za doradztwo, a połowę za leczenie - mówił prof. Stefaniak.
Prof. dr. Hab Zygmunt Kowalski zwrócił uwagę na jakość urządzeń udojowych w porodówce.
- O ile urządzenia w hali udojowej są często konserwowane i sprawdzane, o tyle w porodówkach, gdzie mamy do czynienia głównie z prostymi dojarkami bańkowymi, nie jest to standardem. Dlaczego? Ponieważ krowy doją się tam maksymalnie przez 2-3 dni. Tymczasem są to dla nich niezwykle ważne dni, w których rozregulowane urządzenia mogą spowodować wiele zaburzeń - tłumaczył.
Dr Grzegorz Dejneka z UP we Wrocławiu przytoczył doniesienia badaczy z Czech na temat występowania mastitis u pierwiastek po porodzie. Okazuje się, że duży wpływ na to schorzenie ma czas doju krów po wycieleniu.
- Z tych badań wynikało, że jeżeli pierwiastka była dojona powyżej 7 godzin od porodu to niemal zawsze cierpiała na mastitis. Zmniejszenie czasu oczekiwania na pierwszy dój do 2-3 godzin po porodzie zmniejszało problem występowania zapaleń dwu a nawet trzykrotnie - tłumaczył.
Dr hab. Przemysław Sobiech z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie mówił o znaczeniu wartości referencyjnych oraz fizjologicznych w analizowaniu wyników badań stada krów mlecznych.
- Wartości referencyjne są to wyniki badań uzyskane z danego stada przez to samo laboratorium tymi samymi metodami. Natomiast wartości fizjologiczne są zapisane w książkach, a ich zakresy są bardzo szerokie, czasami różniące się nawet o 100 proc. Dlatego lekarze weterynarii powinni opierać wyniki swoich badań na tych pierwszych, które dodatkowo uwzględniają uwarunkowania danego regionu, w którym znajduje się dana obora - mówił dr Sobiech.
Dr n. wet. Roman Jędryczko z prywatnego laboratorium Vet Lab Gropu mówił o tym ile próbek należy pobrać do badań laboratoryjnych, aby były one wiarygodne.
- Wyobraźmy sobie, że mamy stado 100 kur, w którym znajduje się 10 kogutów. Czyli ich prewalencja wynosi 10 proc. Musimy złapać jednego koguta, a w kurniku nie ma światła. Wchodzimy więc i po omacku wyciągamy pięć ptaków. Okazuje się, że nie złapaliśmy koguta, więc wyciągamy wniosek że go tam nie ma. Tymczasem prawdopodobieństwo złapanie koguta przy pięciu próbach przy prewalencji 10 proc. wynosi 41 proc. Dla porównania rzut monetą to 50 proc. To przykład, który pokazuje że wszystko zależy od tego, jaką zakładamy prewalencję danego zjawiska w stadzie. Jeśli wynosi ona 10 proc. i chcemy wykryć przynajmniej jedną pozytywną sztukę, to żeby wynik był powyżej 70 proc. musimy pobrać co najmniej 14 próbek - tłumaczył dr Jędryczko.