Rolnicy przyjechali z dzikiem do Sejmu. Prezent dla pani premier
Rolnicy z Podlasia wraz z posłem PiS Krzysztofem Jurgielem przywieźli do Sejmu dzika ochrzczonego imieniem "Donald". To prezent dla Ewy Kopacz. Według protestujących zwierzęta rujnują im uprawy.
- Wcześniej wylaliśmy gnojownicę w urzędzie wojewódzkim w Białymstoku, a teraz będą już tylko bardziej radykalne protesty - zapowiadają oburzeni rolnicy.
Jak podaje portal tvp.info związkowcy podeszli pod główne wejście do Sejmu, gdzie zostawili dzika nazwanego Donald. Mówili, że zwierzę jest państwowe, ponieważ pochodzi z państwowego lasu i może zostać na Wiejskiej. Wywołało to oburzenie wśród obrońców praw zwierząt.
- Złożyliśmy wniosek do Komendy Rejonowej Policji w Warszawie o naruszeniu prawa. Czekamy na decyzję prokuratury, czy zostanie wszczęte postępowanie. Policja musi przesłuchać w tej sprawie świadków. Zwierzę zostało bowiem bardzo źle potraktowane, uniemożliwiono mu swobodny ruch i narażono na wielki stres - powiedział Dawid Fabiański z Fundacji Animal Rescue Poland.
Dzikiem do przyjazdu Łowczego Lasów Miejskich zaopiekowała się Straż Marszałkowska, a później trafił do ośrodka rehabilitacji zwierząt.
- Jest pod opieką służb weterynaryjnych. Zostanie zbadany na okoliczność nosicielstwa pomoru zwyczajnego lub pomoru afrykańskiego bowiem nie wiemy skąd został przywieziony. Jeśli jest zdrowy, po kilkudniowej obserwacji trafi do ośrodka hodowlanego Polskiego Związku Łowieckiego - powiedział portalowi Józef Mierzwiński, leśniczy ds. łowieckich Lasów Miejskich Warszawy.