Rybołówstwo to dziedzina gospodarki, która musi być ściśle kontrolowana
Rybołówstwo jest tą dziedziną gospodarki, która musi być ściśle kontrolowana, żeby nie doszło do przełowienia i praktycznie samolikwidacji rybołówstwa - powiedział w rozmowie z PAP Janusz Wojciechowski z Europejskiego Trybunału Obrachunkowego (ETO).
- Wspólna polityka rybacka w Unii Europejskiej ma służyć racjonalnej gospodarce zasobami morskimi. Są one ograniczone i trzeba bardzo pilnować tego, żeby zasoby morskie nie zostały przełowione. Względy gospodarcze, społeczne, ale także względy ochrony środowiska za tym przemawiają. Dlatego rybołówstwo jest poddane ścisłym restrykcjom, m.in. poprzez kwoty połowowe, poprzez różne ograniczenia dotyczące floty rybackiej. Wszystkie te ograniczenia mają sens tylko wtedy, kiedy są skutecznie kontrolowane - zaznaczył Wojciechowski.
Podrożały ryby i ich przetwory
Dodał, że gdy będzie się łowić za dużo, to ryb zabraknie. - Ścisła kontrola jest więc potrzebna i to wszyscy akceptują. To jest ta (unijna - PAP) biurokracja, której sami rybacy chcą, bo wiedzą, że ona musi być - podkreślił rozmówca PAP.
Ale, jak dodał Wojciechowski, system kontroli jest nieszczelny. - Nie funkcjonuje system rejestracji statków, są duże rozbieżności między danymi, które ma Komisja Europejska, a tymi, którymi dysponują państwa członkowskie. Druga rzecz - nie funkcjonuje należycie satelitarny system monitorowania połowów. Obejmuje on tylko niewielką część kutrów, te największe o długości powyżej 15 m. 89 proc. całej floty, czyli mniejsze jednostki nie są tym systemem objęte - a powinny być. Żeby kontrolować połowy trzeba wiedzieć, gdzie kto łowi - wyjaśnił członek ETO.
Wojciechowski wskazał też, że system podziału kwot połowowych jest nie do końca obiektywny. - W niektórych krajach unijnych kwoty połowowe są przydzielane przez organizacje rybaków według nie zawsze jasnych kryteriów - zaznaczył.
System kontroli rybołówstwa pozostawia wiele do życzenia
Według Wojciechowskiego, kolejny problem to dane o wielkości połowów. - Każdy połów przy wyładunku powinien być ściśle obmierzony, objęty sprawozdaniami, żeby wiedzieć ile się złowiło i czy kwoty nie są przekraczane. Okazuje się, że są rozbieżności między danymi o wielkości połowów, a danymi z pierwszej sprzedaży ryb. Jedno z drugim się nie zgadza - powiedział. Dodał, że dane te są więc niewiarygodne. Jak wynika z raportu ETO, np. we Włoszech "nie gromadzono danych na temat połowów ani wyładunków w przypadku statków o długości powyżej 10 metrów. Ponadto statki te mogły, zgodnie z rozporządzeniem w spawie kontroli sprzedawać produkty bezpośrednio konsumentom bez konieczności deklarowania sprzedaży".
Wojciechowski podkreślił, że jest potrzebny skuteczny system kar. - Przykre, ale żeby restrykcyjne przepisy były przestrzegane, trzeba sięgać po kary wobec tych, którzy przepisy łamią - powiedział. Tymczasem, jak wskazał, w krajach o największej gospodarce rybackiej w UE, które mają ponad 50-proc. udział we wszystkich unijnych połowach (czyli Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoszech), które kontrolował ETO system kar "funkcjonuje różnie".
- Na przykład we Francji w ogóle nie ma systemu rejestracji naruszeń. Chodzi o system punktowy - trochę jak kierowcy mają punkty za przekroczenie zasad ruchu, tak rybacy mają za nielegalne połowy. Nie zostały one do tej pory wprowadzone. Z kolei np. w Wielkiej Brytanii dochodziło do takiej sytuacji, że niektórzy byli pięć razy karani w ciągu trzech lat i w dalszym ciągu dokonywali nielegalnych połowów, co by wskazywało, że kary są nieskuteczne, niewystarczające, żeby odstraszać przed nielegalnymi zachowaniami - wyjaśnił Wojciechowski.
Polskie rybołówstwo czekają trzy fatalne lata
Pytany przez PAP o to, który z unijnych krajów o największej gospodarce rybackiej ma na swoim koncie najwięcej naruszeń, Wojciechowski odpowiedział: - To się rozkłada między różne kraje. Sporo jest pretensji do Francji, sporo do Wielkiej Brytanii. Ale po trochu do wszystkich kontrolowanych. Na przykład Włochy mają problemy z rejestracją statków. Wielka Brytania - z egzekwowaniem sankcji. Są one niewystarczające. Z kolei Francja ma problem z przydziałem punktów, a Hiszpania ze wszystkim po trochu. Naruszeń jest dość dużo - wskazał.
Wojciechowski podkreślił, że najpoważniejszym skutkiem zaniedbań w tym zakresie jest możliwość niekontrolowanych przełowień. - W rzeczywistości połowy mogą być znacznie większe niż wskazują na to oficjalne statystyki. I to jest zagrożenie bezpowrotnego zmniejszenia stad ryb, co może mieć poważne następstwa środowiskowe - podkreślił. Dodał, że z najnowszego raportu ETO wynika, że system kontroli rybołówstwa w Unii Europejskiej jest niewystarczający. ETO przedstawiła rekomendacje dotyczące jego naprawy. Są wśród nich takie zalecenia, jak "poprawa wiarygodności informacji na temat flot rybackich, poprawa monitorowania środków zarządzania, zwiększenie wiarygodności danych dotyczących rybołówstwa, udoskonalenie przeprowadzania inspekcji i nakładania kar" - czytamy w raporcie ETO.
- Zarówno Komisja Europejska, jak i sami rybacy zgadzają się z naszymi rekomendacjami. Chcą (...) wzmocnienia kontroli. Zgadzają się też organizacje ekologiczne, takie jak Greenpeace. Jest zatem pewien front, żeby to zmienić - powiedział rozmówca PAP.
Polityka rybołówstwa wymaga twardej interwencji w UE
Wprowadzanie rekomendacji, jak wskazał Wojciechowski, powinno trwać nie dłużej niż dwa lata. - Trybunał na pewno będzie sprawdzał, czy rzeczywiście dokonano zmian na tyle, że kontrola jest już pełna, szczelna. Mam nadzieję, że taka będzie - powiedział.
Według Wojciechowskiego, problemy unijnego rybołówstwa da się rozwiązać. - Przy dobrej woli wszystko to jest możliwe do ogarnięcia. Flota rybacka w UE to ponad 80 tys. kutrów. Możliwe jest dopilnowanie, żeby właściciele całej tej floty przestrzegali zasad prawa, łowili wtedy, kiedy wolno, łowili tam, gdzie wolno. I w ilościach, które są dozwolone - ocenił Wojciechowski.
Jak podkreślił, raport ETO jest dla Polski ważny, chociaż nasz kraj nie był kontrolowany. - Ważny jest dlatego, że chodzi o równą konkurencję. Polscy rybacy, z tego co wiem podlegają ścisłym restrykcjom i wypełniają te restrykcje. To polscy rybacy chcą, żeby ograniczyć połowy na Bałtyku, bo nie chcą przełowienia. Nie chcą stracić swoich perspektyw na przyszłość wobec tego nasi rybacy chcą rzetelnej kontroli. Jeśli ona będzie w innych krajach, to tym lepiej dla polskich rybaków, bo będą mogli uczciwie konkurować z innymi rybakami. I o to chodzi - powiedział.
Dodał, że w rybołówstwie Polska nie jest potentatem. - Cały tonaż floty europejskiej wynosi ok. 1 mln 750 tys. ton. A polska flota to jest tylko 33 tys. ton w tej chwili. Mamy niewiele ponad 800 kutrów na tle całej Europy, która ma 88 tys. Polskie rybołówstwo jest więc w tej chwili dość skromne. Możliwości na Bałtyku są niewielkie. To polscy rybacy i polski rząd walczy o to, żeby ograniczyć połowy, zwłaszcza w zachodniej części Bałtyku. Żeby nie dochodziło do przełowienia ze strony głównie Niemiec i Danii - wyjaśnił Wojciechowski.