Karp pod kreską
To już kolejny rok z rzędu, gdy ceny karpia spadają, a jego produkcja balansuje na granicy opłacalności.
W negocjacjach z dużymi sieciami handlowymi nasi rybacy są na straconej pozycji. Te bowiem wykorzystują ich małe zorganizowanie. Sytuację pogarsza import karpia z Czech i Litwy, choć jest szansa, że w tym roku może być mniejszy. A to ze względu na niskie ceny rodzimej ryby. Producenci dostrzegają również, że konsumenci woleliby kupować, zamiast żywych karpie wypatroszone, a najlepiej przetworzone.
Dopłaty do straty
Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej szacuje, że tym roku wyprodukujemy 19 tys. t karpia, czyli o 0,2 tys. t więcej niż w ub.r. Największy dołek polscy rybacy zanotowali po raz ostatni w 2011 r., kiedy dostarczyli na rynek tylko 14,4 tys. t karpia. Od tamtej pory produkcja z roku na rok rośnie.
Niestety, jej wzrost nie przekłada się na wyższe ceny. W 2011 r. za kilogram karpia w hurcie płacono średnio 10,29 zł, w 2012 r. – 9,47 zł, a w 2013 r. już tylko 8,79 zł. – Chodzą słuchy, że w tym roku cena będzie jeszcze niższa – przyznaje Krzysztof Hryszko, który w IERiGŻ zajmuje się rynkiem ryb.
Marek Ferlin, prezes Polskiego Towarzystwa Rybackiego potwierdza, że rybakom w hurcie oferuje się 8-8,6 zł/kg karpia, ale bywa, że dostają 9 zł. Tymczasem Wacław Szczoczarz, prezes Gospodarstwa Rybackiego Rytwiany (woj. świętokrzyskie) twierdzi, że sprzedaż karpia poniżej 10 zł/kg zagraża rentowności gospodarstwa. A w tym roku nie brakuje także ofert po 7 zł/kg, o czym przekonał się Leopold Szostek, prezes Gospodarstwa Rybackiego w Ełku. Z czego wynika taki spadek? Teorii jest wiele. Hryszko uważa, że sieci handlowe wykorzystują fakt, iż rybacy otrzymali rekompensatę wodno-środowiskową. Wymuszają obniżenie ceny, ponieważ wiedzą, że hodowcy przynajmniej częściowo zrekompensują sobie stratę dopłatą.
Wacław Szczoczarz wskazuje natomiast, że sieci stosują różne „sztuczki” podczas negocjacji. Trzy lata temu niektóre gospodarstwa rybackie ze względu na problemy ze zdrowotnością ryb wyprodukowały mniej karpia. Na ich miejsce do sieci handlowych weszli inny hodowcy. Teraz, gdy ci pierwsi poprawili produkcję, starają się wrócić do swoich odbiorców oferując karpie po niższej cenie. Tymczasem sieci, nawet jeśli nie decydują się ponownie kupić od nich ryb, w rozmowach z obecnymi dostawcami blefują twierdząc, że negocjacje prowadzą też z innymi, w dodatku gotowymi sprzedać karpie taniej.
Gospodarstwa rybackie, które mają niższe koszty produkcji, także są w stanie zaoferować niższą cenę. Aby stać się silniejszym partnerem w negocjacjach z sieciami handlowymi rybacy utworzyli więc spółkę Polski Karp. – Obecnie skupia ponad 20 gospodarstw w całym kraju - mówi Szczoczarz.
Litewska konkurencja
Problemem pozostaje także import karpia z zagranicy. - Nasi rybacy muszą dostosowywać swoje ceny do cen karpia importowanego, a te są znacznie niższe – mówi Paweł Wielgosz, który zarządza 300-hektarowym Gospodarstwem Rybackim Jedlanka w woj. lubelskim. W ubiegłych latach Czesi oferowali swoje karpie po 7-7,5 zł/kg. Tańsze ryby sprzedawali nam także Litwini, którzy są znaczącymi producentami karpia. Prezes Szostek nie ukrywa, że ze względu na bliskie sąsiedztwo tego kraju, czuje oddech konkurencji na plecach. Nawet w tym roku, kiedy karp jest wyjątkowo tani, otrzymywał propozycję kupna tej ryby z Litwy po ok. 1,5 euro za kilogram (6,3 zł), a więc po cenie znacznie niższej od krajowej. Jak to możliwe, że Litwini sprzedają karpie tak tanio? Prezes Szostek przypuszcza, że tamtejsze gospodarstwa rybackie są bardziej wspierane przez rząd lub fundusze unijne. Podobne domysły snuje Krzysztof Hryszko z IERiGŻ.
W 2011 r. z importu pochodziło aż 3,6 tys. t karpia, w 2012 i 2013 – 2,6 tys. t. W tym roku eksperci szacują, że import wyniesie 2,4 tys. t. Jak przewiduje Krzysztof Hryszko, spadek importu będzie wynikał z niższej ceny karpia w Polsce. - Import stanowi zagrożenie. Co roku przez ryby z zagranicy nie udaje się nam sprzedać około 10 procent karpia – mówi specjalista z instytutu. Sytuacji nie poprawia także import innych gatunków ryb, zwłaszcza łososia norweskiego. Co gorsza, w tym roku na europejskim rynku może pojawić się go więcej. Norwegowie wysyłali bowiem do Rosji ok. 10 proc. swojego eksportu łososia, która także na niego wprowadziła embargo.
Bezpośrednio na stół
Rybaków martwi także spadający – ich zdaniem – popyt na karpie. - Nasze społeczeństwo staje się coraz bardziej wygodne. Potrzebuje produktu już przetworzonego, najlepiej gotowego – mówi Krzysztof Żmuda, ichtiolog w Państwowym Gospodarstwie Rybackim Niemodlin (woj. opolskie). – Odchodzi pokolenie, które wiedziało jak karpie przyrządzać – dodaje Leopold Szostek.
IERiGŻ podaje jednak, że w ostatnich kilku latach spożycie nieznacznie wzrosło. Trzy lata temu wynosiło średnio 0,44 kg/osobę/rok, w 2012 – 0,51 kg/osobę/rok, a w 2013 – 0,54 kg/osobę/rok. Szacuje się, że w 2014 r. zostanie powtórzony ubiegłoroczny wynik. Nie daje on jednak powodów do zadowolenia. Marek Ferlin ma nadzieję, że klientów przyciągnie sprzedaż bezpośrednia karpia zabitego i wypatroszonego, którą PTRyb ma zamiar promować. – Chcielibyśmy, żeby każde większe gospodarstwo sprzedawało karpie przez cały rok – mówi.
Przygotowuje się do tego Wacław Szczoczarz, który w marcu przyszłego roku zamierza otworzyć małą przetwórnię usytuowaną tuż przy stawach. - Będziemy serwowali karpia lekko przetworzonego, a więc wypatroszonego, pociętego w dzwonki i filety, ale też wędzonego oraz smażonego. Chcemy przyrządzać potrawy, na przykład pierogi i krokiety z mięsem karpia – kusi potencjalnych klientów. Sprzedaż ma być skierowana do mieszkańców woj. świętokrzyskiego i sąsiednich. Obok przetwórni stanie hotel dla wędkarzy.
Sucho i chłodno
Rybacy określają tegoroczne warunki do chowu karpia jako średnie. Nie mówią jednak o spadku produkcji w swoich gospodarstwach. Twierdzą, że wiosna przyszła wcześnie, ale była chłodna, co ograniczało przyrosty ryb. Później, w północnych rejonach kraju doskwierała susza powodująca niedobór wody w stawach. Upały wymuszały ponadto ograniczanie ilości zadawanych pasz, aby nie doszło do przyduchy. Lokalnie susze występowały także na Lubelszczyźnie. Dotknęły, między innymi, tereny powiatu lubartowskiego, na którym położone jest gospodarstwo rybackie Pawła Wielgosza. Kłopoty z brakiem opadów ominęły natomiast Zygmunta Daczkę, prezesa Gospodarstwa Rybackiego Pustelnia, położonego we wschodniej części woj. lubelskiego.
W pozostałych rejonach południowej Polski niedobór wody nie stanowił większego problemu, choć w niektórych gospodarstwach trudniej było napełnić stawy po zimie. – Brakowało śniegu. Łapaliśmy do stawów wodę z roztopów. W maju wypełnione były tylko do 2/3 objętości. Dopiero w połowie czerwca nastąpiły obfite opady, które pozwoliły całkowicie uzupełnić stawy – wyjaśnia Krzysztof Żmuda z gospodarstwa w Niemodlinie. Podkreśla, że temperatury nie sprzyjały przyrostom karpia. - Ryba, która miała mieć teraz 1,4-1,5 kilograma, waży zaledwie 1,2 -1,3 kilograma.
Rybacy przyznają, że tym razem nie mieli większych problemów z chorobami karpi, w tym z najpopularniejszym wirusem KHV. Natomiast niezmiennie muszą radzić sobie z dużymi szkodami powodowanymi przez chronioną zwierzynę, szczególnie kormorany i bobry. Te pierwsze wyjadają głównie materiał zarybieniowy. – Potrafią go zniszczyć nawet w 50-60 procentach – narzeka Żmuda. Wacław Szczoczarz wylicza, że w jego gospodarstwie roczne straty w narybku powodowane przez kormorany wynoszą ok. 20 proc. Dodatkowo szkody czynią bobry, które niszczą przede wszystkim groble. Rybacy starają się płoszyć ptactwo, a w razie potrzeby proszą o zgodę na odstrzał. Są to jednak dodatkowe koszty.
Eksport karpia z Polski, pomimo że w ciągu ostatnich dwóch lat nieco wzrósł, jest niewielki – wynosi 500 ton
W sprzedaży detalicznej producenci karpia od lat otrzymują 11-14 zł/kg. Tyle mają dostać także w tym roku. Ceny hurtowe kształtują się na poziomie 8-9 zł/kg