Hodowcy coraz bardziej obawiają się szkodliwych regulacji na szczeblu UE
Zdaniem hodowców bydła mlecznego i drobiu, którzy uczestniczyli w spotkaniu w Opolu, największym zagrożeniem dla przyszłości ich branż jest zbyt duża ingerencja ze strony ustawodawców w UE.
Izba Rolnicza w Opolu zorganizowała spotkanie poświęcone przyszłości rolnictwa w świetle informacji o malejącej liczbie hodowanych w Polsce zwierząt. Na spotkaniu obecny byli także przedstawiciele ogólnopolskich organizacji hodowców bydła mlecznego oraz drobiu. Marek Froelich - prezes IR w Opolu - podkreślał rolę hodowli zwierząt dla producentów zbóż.
Część mleczarni i gospodarstw upadnie
"Liczba zwierząt hodowlanych systematycznie maleje. Tymczasem musimy pamiętać, że około 40 procent produkowanego w Polsce zboża jest konsumowane przez zwierzęta w formie pasz. Coraz mniejsza liczba zwierząt spowoduje, że popyt na naszą kukurydzę, czy pszenicę, która teraz zalega w magazynach, będzie jeszcze mniejszy" - powiedział Froelich.
Hodowcy drobiu mogą mieć problem z finansowaniem inwestycji
Jak powiedział PAP Martin Ziaja, członek zarządu Polskie Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka, redukcja stada krów mlecznych jest wynikiem rosnącej wydajności i obecnego kryzysu mlecznego.
"Obecny kryzys na mleku na wiele źródeł. My z tego kryzysu wyjdziemy, choć z pewnością część małych mleczarni upadnie, podobnie jak i gospodarstw mających 5-10 krów. Wraz ze spadkiem cen mleka, zapadły decyzje o redukcji stad. Spodziewam się, że do końca roku polskie stado krów mlecznych zostanie zredukowane o około 40-50 tysięcy sztuk. Z popytem na mięso nie powinno być problemu, bo mięso krów ras mięsnych jest poszukiwane na południu Europy. Jednak zapewniam, że przy stadzie liczącym ponad 2 miliony krów, w Polsce mleka na pewno nie zabraknie ani dla polskich odbiorców, ani na eksport" - podkreśla Ziaja.
Wyniki zbliżone do czołówki europejskiej
Hodowca przypomina, że w momencie wejścia do UE, w Polsce utrzymywano 2,4 mln krów mlecznych. Obecnie jest to blisko 2,1 miliona, ale w tym czasie polscy producenci mleka osiągnęli wyniki zbliżone do czołówki europejskiej.
"W województwie opolskim roczna wydajność to ponad 10 tysięcy litrów mleka od krowy, co pozycjonuje nas w czołówce europejskiej. Branża mleczarska da sobie radę, byle nie przeszkadzano nam niepotrzebnymi regulacjami, sprzecznymi z zasadami wolnego rynku. Powinniśmy iść w stronę budowy dużych, zdrowych gospodarstw rodzinnych, które dadzą sobie radę bez ciągłych dotacji. Myślę tu o gospodarstwach mających od 100 do 300 hektarów, obsługiwanych przez rodzinę i może kilku pracowników. Oczywiście, zostaje problem małych gospodarstw, gdzie na kilku hektarach trzyma się parę sztuk zwierząt. Na dłuższą metę, kolejne dopłaty nie zmienią ich sytuacji ekonomicznej. Być może warto pomyśleć o przeznaczeniu środków z dopłat na konkretne programy, za pomocą których choćby część właścicieli tych mniejszych gospodarstw uzyska możliwość znalezienia pracy poza rolnictwem, z korzyścią dla siebie i gospodarki, która ciągle poszukuje wykwalifikowanych pracowników" - powiedział Ziaja.
Francuski europoseł ostro o inicjatywie Sylwii Spurek ws. hodowli zwierząt: "pełna bzdur"
Szkodliwe pomysły unijnych decydentów
Podobnego zdanie jest Paweł Podstawka, przewodniczący Krajowej Federacji Hodowców Drobiu i Producentów Jaj.
"Drobiarze nie otrzymują dopłat od dwudziestu lat i dają sobie radę. Dzięki profesjonalizacji produkcji, jesteśmy w ścisłej czołówce UE pod względem produkcji mięsa drobiowego i jaj. Problemem są kolejne bariery i działania ze strony UE. Z jednej strony KE nakłada na nas kolejne obostrzenia w produkcji, zmusza do inwestycji podnoszących nasze koszty, a jednocześnie zezwala na sprowadzanie mięsa drobiowego i jaj z państw, gdzie nikt nie zamierza stosować się do obowiązujących nas zasad. Mamy w tej chwili problem z Ukrainą, ale słyszymy, że urzędnicy UE nie wykluczają wpuszczenia większej ilości drobiu z Brazylii" - uważa Podstawka
Zdaniem przewodniczącego KFHDiPJ, bez odpowiedniej ochrony ze strony polskiego rządu, polscy producenci żywności na skutek kolejnych regulacji prawnych UE mogą mieć problem nie tylko z opłacalnością produkcji, ale np. znalezieniem źródeł finansowania swoich inwestycji.
"Mamy doskonały produkt podstawowy. Ograniczając produkcję mięsa, czy zboża, rezygnujemy z niego. Jak jest to ryzykowne, przekonała się cała UE, gdy w czasie pandemii okazało się, że jest problem ze ściągnięciem wielu towarów, w tym leków, których produkcję przeniesiono do Azji. Nasze drobiarstwo nie domaga się dopłat, ale wymaga ochrony przed szkodliwymi pomysłami Komisji Europejskiej. Jesteśmy przekonani, że mając szanse na konkurowanie z importowanym mięsem, czy jajami na równych zasadach, polscy hodowcy nie tylko potrafią zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe kraju, ale i dostarczą odpowiedni przychód do budżetu państwa z płaconych podatków" - powiedział Podstawka.
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś