Małe wiatraki na skraju bankructwa
Rolnicy budowali zielone megawaty, ręcząc swoim majątkiem. Dziś nie mają pieniędzy na spłatę rat kredytów i boją się przejęć za bezcen swoich wiatraków.
Właściciele wiatraków dotują je z innych działalności, np. rolniczej czy przetwórczej. To często biznesy rodzinne. Stawiając pojedyncze turbiny osoby te lokowały w nich oszczędności życia lub zadłużały się. Dzisiaj mają problemy ze spłatami i walczą o przetrwanie - pisze "Rzeczpospolita".
Mają nóż na gardle. Wiatraki pozostawione bez wsparcia
Przyczyną ich niskiej ceny jest nadpodaż. Nadwyżka pojawiła się po przyznaniu przez rząd PO-PSL wsparcia dla współspalania. Koalicja przez lata nie zdecydowała się na zdjęcie nadwyżki przez zwiększenie obowiązku umorzenia certyfikatów.
Za certyfikat płaci się obecnie ok. 25 zł/MWh, czyli 10 proc. tego, co w czasach prosperity. Do tego dochodzi 160 zł/MWh za energię. Małe wiatraki są zdane na cenę z rynku. Nie mają umów długoterminowych na certyfikaty czy energię. Zainteresowani kupnem wiatraków już pukają do banków oferując za nie o wiele mniej niż wynosiła wartość inwestycji.
Od stycznia część samorządów nalicza wyższy podatek od nieruchomości dla turbin (nie tylko od części budowlanej, ale też technicznej). Jest to efekt tzw. ustawy wiatrakowej, która miała regulować techniczny, a nie podatkowy aspekt działania turbin.
- 1 stycznia 2018 roku ma także zostać zniesiony obowiązek odkupu energii dla ponad 500 kW. - powiedział dziennikowi Kamil Szydłowski, wiceprezes Stowarzyszenia Małej Energetyki Wiatrowej.