Sadownicy policzą zyski czy straty? Wszystko okaże się w czerwcu
W tym roku pogoda popsuła szyki wielu sadownikom z zachodniej i południowej Europy. Śnieg i przymrozki w maju doprowadziły do zniszczeń, o skali których dowiemy się w ciągu kilku tygodni.
Także w Polsce sytuacja jest bardzo niepewna. Dlaczego? W jednych regionach były przymrozki, a w innych nie.
- Sytuacja jest bardzo zróżnicowana. U siebie nie mam większych strat w jabłoniach, natomiast mocno ucierpiały czereśnie. Słyszymy, że w rejonie warecko-grójeckim, a więc największym rejonie sadowniczym, straty sięgają nawet połowy plonów - zaznacza w rozmowie z "Pulsem Biznesu" Zbigniew Chołyk z LubApple.
Eskimos zapłacił wszystkim rolnikom za jabłka
O tym, jakie są straty dokładnie będzie można mówić w czerwcu.
Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP, podkreśla, że trudno dziś podać wolumeny, których można się spodziewać. Jego zdaniem, jedno jest pewne - wynik będzie niższy od wieloletniej średniej (oscylującej wokół 3 mln ton jabłek), nie wspominając już o zeszłym rekordowym roku, w którym plony przekroczyły 5 mln ton.
- Problem polega na tym, że straty są ogromne we wszystkich gatunkach jabłek. Nie jesteśmy w stanie podać konkretnej prognozy, ale zbiory nie przekroczą 2,5 mln ton. Czerwcowe i późniejsze szacunki mogą być tylko gorsze. To paradoks, bo z klęski urodzaju wchodzimy w klęskę nieurodzaju. Już dawno nie było normalnego sezonu - mówi "PB" Maliszewski.
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś
źródło: "Puls Biznesu"