ASF uderza w ekologiczne hodowle świń
Hodowca trzody chlewnej Maciej Zdziarski z miejscowości Łabiszyn Wieś w woj. kujawsko-pomorskim wspólnie z rodziną prowadzi gospodarstwo ekologiczne. Obecnie utrzymuje 20 macior. 10 z nich stanowią lochy rasy złotnickiej pstrej, a 10 wielkiej białej polskiej.
Odkąd na terenie całego kraju zaczęły obowiązywać zasady bioasekuracji związane z afrykańskim pomorem świń, wszystkie zwierzęta zostały przeprowadzone do budynków.
Wcześniej hodowca utrzymywał je na pastwisku w budkach, które od wewnątrz były izolowanych styropianem oraz wyścielone słomą, aby lochy mogła wymościć sobie w nich gniazdo.
Hodowcy stracili świnie, ale nie dostali za nie pieniędzy
- Świnie przebywające przez cały czas na świeżym powietrzu mają mniej problemów ze zdrowiem, niż te hodowane w zamknięciu. Kiedy zwierzęta były w budkach widziałem, że prosięta szybciej rosną i mają zdecydowanie lepszy dobrostan. Same decydowały czy chcą wyjść na zewnątrz, czy zostać w środku. Nie straszny był im mróz sięgający nawet -5, -7 stopni Celsjusza - tłumaczy Maciej Zdziarski.
Hodowca nadal mógłby utrzymywać zwierzęta na pastwisku lub w chlewniach wyposażonych w wybiegi. Jednak aby było to możliwe zgodnie z nowymi przepisami musiałby wybudować podwójne ogrodzenie na podmurówce, co jego zdaniem nie jest opłacalne.
Nad gospodarstwem Macieja Zdziarskiego nie wisi bezpośrednie zagrożenie afrykańskim pomorem świń. Hodowca obawia się jednak, że choroba ta jest nieunikniona. Jego zdaniem jeśli wirus ASF pojawi się w okolicy nawet dobrze ogrodzone gospodarstwo nie będzie mogło być w 100 proc. pewne, że się przed nim ochroni.
ASF puka do kolejnego województwa. Samorządy już działają
- Nasze zwierzęta utrzymujemy na ściółce, podobnie jak wiele innych gospodarstw w naszym sąsiedztwie i nie tylko. Tymczasem słoma jest narażona na kontakt z dzikami, z ich odchodami czy szczątkami. Możemy uważać, przestrzegać wszelkich zasad, ale wystarczy że przywieziemy sobie do chlewni taką słomę a wirus dostanie się do gospodarstwa - przyznaje hodowca.
Wszystkie tuczniki wyprodukowane w gospodarstwie Macieja Zdziarskiego są ubijane w należącej do hodowcy masarni Rolmięs, pierwszej polskiej masarni ekologicznej.
- W Polsce są tylko trzy tego typu zakłady jak nasz. Dużo masarni ekologicznych w naszym kraju padło, ponieważ takie mięso jest droższe niż wyprodukowane w konwencjonalny sposób - mówi kierownik działu zbytu i zaopatrzenia Rolmięs Ryszard Gordon.
Masarnia Rolmięs przerabia tygodniowo od 7 do 10 tuczników. W tym celu przetwórcy kupują również zwierzęta od innych hodowców, około 50 proc. sztuk w sumie ubijanych rocznie tj. około 200-250, produkowanych wyłącznie w ekologiczny w sposób. Za kilogram żywca płacą obecnie 7 złotych netto.
Więcej informacji na temat gospodarstwa można znaleźć w magazynie Hoduj z Głową Świnie nr 5/2018. ZAPRENUMERUJ