W walce z chorobami zabijają zdrowe zwierzęta. To sabotaż gospodarczy
Uśmiercanie zdrowych zwierząt w ramach zwalczania systemowego chorób zakaźnych jest wstrząsające dla rolników. - W każdym przypadku było to poprzedzone analizą epidemiologiczną - zapewnia główny lekarz weterynarii.
- Od początku roku do 15 lipca wybito 25 484 świnie. Jaki był koszt dla budżetu państwa wybicia zdrowych świń i ile wybito od samego początku? Jednocześnie w tym samym czasie wirusa ASF znaleziono u 3 tys. dzików. Czyli mamy 3 tys. dzików, które powinny być wcześniej zabite, żeby nie roznosiły choroby. Przez to, że ich nie zabiliśmy, trzeba było zabić 25 tys. świń. Mówię to do wszystkich, którzy kochają zwierzątka. Ja też je kocham - wskazywał poseł Jarosław Sachajko (Kukiz15) podczas posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa.
HPAI w 2021 roku pochłonęła ponad 500 mln złotych
Zdaniem posła Zbigniewa Ajchlera (Lewica), w kwestii ASF są potrzebne w Polsce radykalne działania. Wprowadzenie administracyjne stref przez urzędników to tymczasem jedynie wytyczanie granicy teoretycznej, które nic nie wnosi.
- Uważam, że sabotażem gospodarczym do szpiku kości jest eutanazja, zabijanie zdrowych zwierząt. Przecież mamy w Polsce fermy doskonale zorganizowane, w Wielkopolsce, które mają szczelne płoty. Bioasekuracja jest w różnych innych wymiarach, wewnętrznych, zewnętrznych i mogę służyć przykładem. A eutanazja zdrowych zwierząt jest po prostu, tak uważam, przestępstwem gospodarczym. Mimo tego, że są to przepisy unijne, nie powinno się do tego w kraju dopuszczać. Pobieramy krew, znamy status zdrowotnościowy zwierząt i cóż więcej oczekiwać? - wytykał polityk.
Jak dodawał, po co w takim razie była pomoc państwa do opłotowania, do różnych wanien, opryskiwaczy? I po co byłoby to w przyszłości?
40. ognisko ASF blisko granicy z Ukrainą
- Przede wszystkim należy rządowi dodać odwagi, uzyskać zgodę społeczną. Gdzie są wszyscy ekolodzy różnej maści, zielonej, czerwonej i Bóg wie jakiej jeszcze, gdy trwa zabijanie tysięcy zwierząt. Bogu ducha winnych, zdrowych zwierząt, które mogłyby zasilić niejedno gospodarstwo? Polski rząd musi się na to zdobyć - apelował poseł.
Konkretny przykład z powiatu kępińskiego (woj. wielkopolskie) podał Mateusz Kasperkiewicz, członek Fundacji AGROunia. Działacze zostali zaalarmowani przez jednego z hodowców i wezwani na ratunek, bo decyzją weterynarii świnie miały być nazajutrz wybite, choć ognisko ASF wystąpiło nie w tym gospodarstwie, lecz w promieniu kilometra.
- Byliśmy w powiecie kępińskim. Przyjechała ciężarówka, która była nieszczelna, przystosowana do przewozu złomu, a nie do takich rzeczy. Dezynfekcji nie było, mat nie było. Państwo działa jak... państwo z kartonu. Służby nie działają, a wymaga się od rolników, żeby ich gospodarstwa były nawet nie szpitalem covidowskim, bo czymś bardziej sterylnym - mówił.
Po 325 złotych dokładają do tucznika. Kto zwróci hodowcom różnicę?
Mirosław Welz, główny lekarz weterynarii podkreślił, że decyzje o uboju zwierząt w gospodarstwach kontaktowych - i to zarówno przy ASF, jak i przy grypie ptaków - były za każdym razem trudne.
- Podam przykład. Mamy 25 ognisk ASF. W 7 zastosowano wariant uboju w strefie większej niż 500 metrów, w 11 w ogóle nie wybijano świń w gospodarstwach w promieniu kilometra. W każdym przypadku było to poprzedzone analizą epidemiologiczną, zwłaszcza w tym wariancie, gdy mamy układ gospodarstw utrzymujących świnie wzdłuż drogi, po dwóch jej stronach - zaznaczał.
Tłumaczył, że odległość między takimi gospodarstwami nie przekracza wtedy kilku metrów, zatem kontakt bezpośredni jest nie do uniknięcia.
- W tych gospodarstwach mieliśmy też warianty potwierdzeń już w trakcie uboju, w najbliższym sąsiedztwie zwierząt. Zwierzęta jeszcze nie miały objawów klinicznych, nie gorączkowały, nie miały zmian na skórze, ale już miały wirusa, bo potem takie zwierzęta badamy. Pobieramy krew, materiał i badamy. Takie rzeczy też były - podsumował szef Inspekcji Weterynaryjnej.