Samorządowcy chcą zmian w opodatkowaniu wielkich ferm
Samorządowcy z Warmii i Mazur apelują o zmiany w przepisach dotyczących lokalizacji i opodatkowania ferm wielkoprzemysłowych. Argumentują, że ekspansja chlewni oznacza degradację regionu.
Andrzej Maciejewski, przewodniczący sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej zapowiada posiedzenie w tej sprawie.
Fermy można zastąpić gospodarstwami rodzinnymi?
"Masowy wysyp ogromnych, śmierdzących i zanieczyszczających środowisko ferm, to poważny problem nie tylko województwa warmińsko-mazurskiego, ale całego kraju. Zatrzymanie tego niekontrolowanego wzrostu liczby przemysłowych chlewni i kurników oraz negatywnych skutków ich funkcjonowania wymaga zmian prawa zmierzających do ochrony środowiska przyrodniczego, zdrowia i życia" - napisał Janusz Sypiański, dyrektor Biura Związku Gmin Warmińsko-Mazurskich apelując do Maciejewskiego o interwencję poselską.
Podobny apel do: ministrów rolnictwa, finansów oraz Biura Legislacyjnego Sejmu skierowała też warmińsko-mazurska gmina Janowo.
Samorządowcy argumentują, że w obecnym stanie prawnym gminy nie mają skutecznych instrumentów, by blokować powstawanie szczególnie uciążliwych inwestycji, a gdy już funkcjonują podatki z tego tytułu są "symboliczne". By to zmienić, apelują o zrównanie sytuacji prawnej właścicieli wielkopowierzchniowych chlewni oraz ferm drobiu z podmiotami prowadzącymi działalność gospodarczą.
Drobiarze odpowiadają ekologom. Duże fermy bardziej przyjazne dla środowiska
Obecnie, jak argumentuje Związek Gmin Warmińsko-Mazurskich, budynki gospodarcze lub ich części zajęte na prowadzenie działów specjalnych produkcji rolnej (w tym fermowej hodowli i chowu drobiu, wylęgarni oraz hodowli i chowu zwierząt poza gospodarstwem rolnym) zwolnione są od podatku od nieruchomości bez względu na to, czy są położone na gruntach gospodarstw rolnych, czy poza nimi.
Dodatkowo, jak wskazuje Związek, przepisy nie określają, powyżej jakiej ilości DJP (współczynniki przeliczeniowe sztuk zwierząt na duże jednostki przeliczeniowe inwentarza) należy działalność traktować jako przemysł.
"Gminy nie mają podstaw by wykazywać, iż np. chów 100 tys. szt. drobiu, czy chów 5000 szt. tuczników prowadzona na terenie gminy przez inwestorów nie jest działalnością rolniczą, a przemysłową, choć na to wskazuje wielkość produkcji" - podkreślono w piśmie do przewodniczącego komisji samorządu.
"Z obowiązujących zapisów jasno wynika, że mimo ogromnych zysków finansowych, jakie uzyskują właściciele ferm drobiu i chlewni, gmina ponosi jedynie negatywne konsekwencje w postaci degradacji środowiska, spadku wartości nieruchomości i obniżenie atrakcyjności turystycznej terenu. Wpływy z podatku rolnego z tytułu prowadzenia ferm wielkoprzemysłowych osiągają symboliczną wartość, a w przypadku prowadzenia tej działalności na gruntach rolnych klasy V gmina nie otrzymuje żadnej kwoty tytułem podatku rolnego" - podkreślają samorządowcy.
Właściciele ferm chcą wszystkich wykiwać? Jest wiele niejasności
Jak wskazują, jedynym skutecznym narzędziem w rękach wójtów i burmistrzów jest posiadanie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, którego wdrożenie jest kosztowne, dlatego wiele gmin na Warmii i Mazurach go nie posiada.
Tymczasem straty z tytułu działalności ferm są - zdaniem samorządowców - ogromne. "Zdegradowane przez fermy środowisko to zanieczyszczenie wód powierzchniowych i podziemnych, powietrza, gruntu (przenawożenie pól, obumieranie roślin), zdegradowana infrastruktura komunikacyjna, spadek wartości nieruchomości sąsiadujących z fermami, upadek rodzinnych gospodarstw rolnych" - wylicza związek dodając, że odór towarzyszący przemysłowej produkcji mięsa obniża atrakcyjność turystyczną regionu.
Poseł Maciejewski przyznaje, że na terenie Warmii i Mazur ten problem jest bardzo duży. - To mój okręg wyborczy i jestem zaangażowany w kilka takich spraw. Wiele gmin nie ma planu zagospodarowania i ta luka jest wykorzystywana - powiedział Maciejewski Serwisowi Samorządowemu PAP.
Zaznaczył jednocześnie, że trzeba rozróżnić dwie sytuacje - gdy np. chlewnia powstaje wśród już istniejącej zabudowy mieszkalnej i kiedy to nowe osiedla ludzkie budowane są w sąsiedztwie ferm. - W tym drugim przypadku można powiedzieć, że mieszkańcy wiedzieli na co się decydują, w pierwszym jednak przepisy muszą bronić praw nabytych mieszkańców - uważa Maciejewski.
Poseł podziela też argument samorządowców, że gminy nie mają interesu podatkowego w powstawaniu na ich terenach dużych ferm.