Właściciele ferm chcą wszystkich wykiwać? Jest wiele niejasności
Trwa dyskusja wokół postulowanego przez PiS zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Niektórzy właściciele ferm hodują zwierzęta niezgodne z uzyskanymi zezwoleniami, a liczba zatrudnionych tam osób i wysokość odprowadzanych przez firmy podatków są niejasne.
O sprawie pisze "Gazeta Polska", która podaje przykład fermy we wsi Kotowskie. W 2014 r. starosta ostrzeszowski udzielił pozwolenia na budowę w tej miejscowości "40 wiat inwentarskich do hodowli królików z infrastrukturą". Inwestorem był zamieszkały w pobliskiej miejscowości Przemysław G.
Zakaz hodowli na futra może poczekać. PiS łagodzi stanowisko
Fermy do 40 Dużych Jednostek Przeliczeniowych nie podlegają przepisom dotyczącym przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko. Według projektu na fermie Przemysława G. miało znaleźć się 39,93 DJP królików, co oznacza ok. 5700 zwierząt - dzięki temu hodowca nie potrzebował uzyskania decyzji środowiskowej, upublicznienia jej okolicznym mieszkańcom, a także nie musiał upubliczniać postępowania i ogłaszać decyzji w BIP.
Po kilku miesiącach pozwolenie na budowę zostało - według informacji "Gazety" - przeniesione na nowych właścicieli działki, którzy zajmowali się hodowlą norek. Według pierwotnego projektu na terenie hodowli powinny znaleźć się drewniane wiaty z rzędami klatek przystosowanych dla królików.
W takich klatkach mogą mieszkać także norki - jedyna różnica polega na wielkości otworu między klatką a wykotnikiem. Ferma została zgłoszona do użytkowania w grudniu 2015 r., jednak Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Ostrzeszowie wydał decyzję odmowną. Właściciele odwołali się do Wielkopolskiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Poznaniu, który uchylił decyzję PINB i umorzył postępowanie.
Hodowcy będą protestować pod Sejmem przeciwko zmianie ustawy o ochronie zwierząt
Inwestor mimo zgody na hodowlę na tym terenie królików - zasiedlił fermę norkami. Zawiadomienie w sprawie wprowadzenia organów w błąd trafiło do prokuratury, która w 2016 r. umorzyła postępowanie. Według informacji "GP" - urzędnicy przyznają jednak, że gdyby inwestor od początku mówił o norkach, to prawdopodobnie pozwolenia by nie uzyskał.
- Wykiwali nas wszystkich. Owszem, udzieliłem zgody na fermę królików, ale jak właściciel zawnioskował o norki, to zgody nie otrzymał - mówił Mariusz Witek, burmistrz Ostrzeszowa.
Przedstawiciele biznesu futrzarskiego angażują m.in. firmy zajmujące się PR-em o światowym zasięgu do budowania swojego wizerunku. "Gazeta" podaje, że jednym ze sposobów hodowców "na uzyskanie publicznej akceptacji jest utrzymywanie, że fermy norek służą do utylizacji ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego (UPPZ), np. z rzeźni czy ferm kurczaków".
Polski Związek Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych twierdzi, że fermy utylizują 400 tys. ton odpadków mięsnych, natomiast dyrektor Instytutu Gospodarki Rolnej mówi o 800 tys. ton. Jednak według danych przekazanych przez ministerstwo rolnictwa w żywieniu zwierząt futerkowych zostało wykorzystane 393 tys. ton UPPZ, czyli 26 proc. ich ogólnej produkcji.
Kiedy zwierzęta są maltretowane? Nowa ustawa wszystko precyzuje
Są też wątpliwości związane z liczbą zatrudnionych osób na fermach. W 2012 r. utrzymywano, że branżę w Polsce stanowi 250 tys. osób, w tym 50 tys. osób zatrudnionych na fermach, natomiast europejski związek futrzarski mówił o 60 tys. zatrudnionych w całej Europie.
Zdarzają się także rozbieżności pod względem liczby norek w hodowlach oraz liczby samych ferm. Według informacji "Gazety" problem może wynikać ze sztucznego dzielenia hodowli, aby uniknąć raportów środowiskowych i ilościowych.
O braku dostępnych danych gazeta pisze także w kontekście wpływach do budżetu z tytułu produkcji skór.
- Zapytaliśmy w Ministerstwie Finansów o wpływy. Odesłano nas do GUS, który odesłał nas do... Ministerstwa Finansów - czytamy na koniec.
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś