Ograniczenia w sprzedaży bydła szkodzą przemysłowi
Nowe przepisy ograniczające w Indiach sprzedaż na rzeź krów i bawołów, wprowadzone dla ochrony zwierząt uważanych przez hinduistów za święte, wzbudzają protesty zarówno rządów stanowych, jak i kilku gałęzi przemysłu.
Władze wielu indyjskich stanów krytykują zakaz jako cios wymierzony w eksport wołowiny i skór, przez co setki ludzi zostaną pozbawione pracy, a chrześcijanie, muzułmanie i biedacy z niskich kast stracą tanie źródło zwierzęcego białka.
Będziemy współpracować z Indiami w dziedzinie rolnictwa
Nowe przepisy weszły w życie w piątek i wymagają, by handlarze składali obietnicę, że będące przedmiotem obrotu krowy ani bawoły nie są przeznaczone do uboju. Rząd jednego ze stanów planuje podważenie tych przepisów na drodze sądowej. W innych władze apelują o ich odwołanie.
Jak argumentuje część przeciwników nowych przepisów, naruszają one autonomię handlu stanowego. Stąd wezwania do ogólnokrajowego protestu. Inni przekonują, że restrykcje niekorzystnie odbiją się na kondycji rolników, zmuszonych do karmienia starego, wyeksploatowanego bydła, a na ulicach przybędzie milionów bezpańskich, głodnych krów.
Pinarayi Vijayan, premier stanu Kerala napisał do premiera Narendry Modiego, nazywając nowe restrykcje "drastycznym posunięciem", które będzie miało "dalekosiężne konsekwencje i przyniesie uszczerbek demokracji". Według niego nowe przepisy równają się "naruszeniu praw stanowych" w federacyjnej strukturze Indii i stanowią pogwałcenie jej konstytucji.
Protestują też władze Bengalu Zachodniego.
Polska chce sprzedawać w Indiach drób, wieprzowinę i jabłka
- Rząd wydał na nas wyrok śmierci - powiedział Ramesh K. Juneja z Rady Eksportu Skór. Na szkody dla całego przemysłu eksportu wołowiny zwrócił uwagę Fauzan Alavi z Ogólnoindyjskiego Stowarzyszenia Eksportu Mięsa i Bydła. Inne gałęzie przemysłu dotknięte tymi restrykcjami to wyrób mydła i nawozów.
Nowe przepisy proponują wprowadzenie rozległej biurokracji związanej z monitorowaniem sytuacji w tym zakresie, inspektorów i weterynarzy.
Chociaż jedzenie wołowiny nie stanowi w wielu stanach przestępstwa, ubój krów zagrożony jest surowymi karami, a w Gudżaracie, rodzinnym stanie indyjskiego premiera Modiego, grozi za to dożywocie. To pierwszy stan tak surowo karzący za zabicie krowy.
Partia Modiego, BJP, forsująca nacjonalistyczną i hinduistyczną politykę, doszła do władzy w 2014 roku. W ostatnich dwóch latach dochodziło w kraju do gwałtownych ataków na muzułmanów i hindusów z niskich kast, związanych z handlem bydłem. BNP Gudżaratem rządzi od 1995 roku. Kiedy Modi był jego premierem, obowiązywał tam całkowity zakaz uboju krów, transportu i sprzedaży wołowiny.
Indie otwierają się na polskie mleko. To szansa dla wielu firm
- Krowa nie jest zwierzęciem. To symbol życia powszechnego - oznajmił ogłaszając w marcu drakońskie zaostrzenie przepisów szef MSW tego stanu Pradipsinh Jadeja.
- Osobie, która nie oszczędzi życia krowie, rząd też nie oszczędzi - dodał.
Każdy złapany na przewożeniu krowy do rzeźni dostanie tam wyrok od siedmiu do 10 lat więzienia.
Taką sama karę plus grzywnę przewidziano dla osób handlujących wołowiną.
Do tej pory maksymalną karą za posiadanie wołowiny było siedem lat, a minimalną - trzy, grzywna wynosiła zaś 50 tys. rupii (ponad 770 dolarów).
Ubój krów w kraju, w którym 80 procent ludności wyznaje hinduizm, jest sprawą wzbudzającą ostre reakcje emocjonalne i nawet zwykłe pogłoski mogą doprowadzić do krwawych zajść.