Wodę dla rolnictwa trzeba wyciągać spod ziemi
Pospolite ruszenie w zakresie odwiertów wodnych oraz dofinansowanie dla samorządów na zagospodarowanie zbiorników wodnych. Takie postulaty zostały m.in. zgłoszone podczas dyskusji o suszy na posiedzeniu sejmowej komisji rolnictwa.
Jak wskazywał poseł Zbigniew Ajchler (PO) stosowane u nas odmiany roślin, pomimo systemu Porejestrowego Doświadczalnictwa Odmianowego (PDO), są nieprzystosowane do temperatur, jakie były w tym roku.
Mimo suszy rolniczej dostawy wody są zabezpieczone
- Nie wyhodowaliśmy jeszcze odmian zbóż czy kukurydzy, które sprostałyby operacjom słonecznym, sięgającym prawie 60 stopni Celsjusza. Te rośliny nie mają zdolności genetycznej, żeby się bronić. W związku z tym wielka praca przed genetykami, przed hodowcami roślin, żeby reagować na zmianę klimatu, jaka się w Polsce dokonuje - mówił polityk.
Polityk podkreślał też rolę deszczowania upraw. - Powinno być w naszym kraju pospolite ruszenie w zakresie odwiertów wodnych, poszukujących odpowiednich źródeł w powiatach, gminach i wioskach. Źródła są bowiem różne, tak jak różna jest Polska. Niektóre w ogóle się nie nadają, są zlokalizowane płytko pod powierzchnią ziemi. Nie nadają się do bezpośredniego używania ze względu na stan manganów, siarki, żelaza i innych podobnych metali, zanieczyszczeń - zaznaczał poseł.
Tomasz Kącki, wójt gminy Mokrsko (woj. łódzkim) i członek Związku Szkółkarzy Polskich, który prowadzi gospodarstwo szkółkarskie z prawie 40 hektarami malin i truskawek podkreślał, że w rodzime rolnictwo wpompowane zostały miliardy ze środków unijnych. Część środków powinna być przeznaczona na to, czego teraz zaczyna brakować, czyli na pozyskiwanie wody.
Minister chce ruszyć z programem retencji wód
- Buduję staw i mam problem. Muszę zdobyć pozwolenie wodnoprawne na to, żeby do stawu wlać wodę. U nas wszystkie kanały wyschły. Jeden się sączy gdzieś na innym obszarze, a na kilkudziesięciu hektarach nie ma nic, żadnego strumienia - narzekał.
Przekonywał, że rolników trzeba nawet zmuszać w jakiś sposób, żeby zaczęli budować urządzenia wodne. Chodzi o to, by ułatwić sobie wyciąganie wody z ziemi.
- Teraz mówię jako wójt. My samorządowcy posiadamy różne zbiorniki wodne, retencyjne, stawy. Nie mamy kasy, żeby je zrobić, choćbyśmy chcieli. One mogą być nawet rekreacyjne, bo jest taka potrzeba. Jesteśmy jednak w stanie jako samorządy zagospodarować wiele takich zbiorników, tylko dajcie nam kasę - apelował do władz włodarz gminy Mokrsko.
Argumentował, że jeden staw jest w stanie oddziaływać w odległości do 800 metrów na wszystko, co wokół niego. W związku z tym jeden rolnik na ziemi klasy III kukurydzy nie może uprawiać, a drugi będzie miał piękną uprawę na gruncie klasy VI.
- Agrobiznes bez tajemnic. Zamów prenumeratę miesięcznika "Przedsiębiorca Rolny" już dziś