Rolników nie stać na ubezpieczenia od suszy
Marek Froelich, wiceprezes Izby Rolniczej w Opolu nie dziwi się, że przy obecnym stanie prawnym tak małym zainteresowaniem cieszą się wśród rolników ubezpieczenia od suszy.
Rolniczy samorząd podaje, że w Polsce na wypadek suszy ubezpieczyło się jedynie… 80 gospodarzy. Nie wynika to jednak z niskiej świadomości rolników, lecz ze zbyt wysokich cen ubezpieczeń oraz z problemów z określeniem suszy.
Izba Rolnicza w Opolu przypomina, że w 2008 r. ubezpieczenia od suszy były dotowane przez państwo. I gdy wystąpiło to zjawisko towarzystwa ubezpieczeniowe musiały wypłacić rolnikom spore kwoty. Później firmy przyjęły już dość restrykcyjne warunki podczas zawierania umów.
Na Pomorzu Zachodnim apelują o uznanie części regionu za dotknięty suszą
Według izby, jeżeli w podstawowym pakiecie ubezpieczeń jesiennych jest grad, przymrozki, złe skutki przezimowania, ubezpieczenie hektara pszenicy kosztuje 30-50 złotych - od suszy jest już aż 10 razy droższe.
- Ubezpieczenia stają się kuriozalnie drogie. Jeżeli nie zastosujemy polis suszowych w kontekście ubezpieczeń pakietowych albo innych rozwiązań, rolnicy nie będą kupowali polis chroniących przed tym zjawiskiem, bo ich na to po prostu nie stać - wyjaśnia Marek Froelich.
W ocenie samorządu już sama definicja suszy jest źle skonstruowana i należałoby ją szybko poprawić. Wiele do życzenia pozostawia też określenie roli, którą odgrywa Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach, który określa tzw. klimatyczny bilans wodny dla każdej gminy i rośliny uprawnej. Później na tej podstawie określa się, gdzie wystąpiła susza.
- Wydaje nam się, że susza to spękana ziemia, suche rośliny, puste kłosy. Okazuje się jednak, że zmagamy się z "suszą urzędniczą", czyli określaną przez urzędy. Instytut w Puławach określa w każdej gminie, czy występuje na jej obszarze to zjawisko. Jeżeli nie, to firmy nie wypłacą odszkodowania - podkreśla Froelich.
Izba podała także, że na południu regionu żniwa były dobre. "Plony na dobrych glebach były zadowalające. Sytuacja na słabej ziemi w klasach 4-6 jest jednak tragiczna. Gospodarstwa, które uzyskują plony rzędu 2 ton z hektara będą wymagały dofinansowania, żeby mogły dotrwać do następnych żniw" - alarmuje rolniczy samorząd.