Pogranicznicy robią "naloty" na plantacje truskawek
Strażnicy graniczni w poszukiwaniu nielegalnych pracowników z zagranicy odwiedzają kolejne gospodarstwa rolne. Teraz najłatwiej im znaleźć takie osoby na plantacjach truskawek.
W ostatnim czasie funkcjonariusze z Karpackiego Oddziału Straży Granicznej kontrolowali gospodarzy z Małopolski. W powiecie dąbrowskim Ukrainki w wieku 43-57 lat zajmowały się zbieraniem oraz sortowaniem truskawek.
Warzywa i owoce zgniją na polach i w sadach? Potrzeba rąk do pracy
Okazało się, że polski przedsiębiorca nie zatroszczył się należycie o prawne uregulowanie ich zatrudnienia. Cudzoziemki pracowały bez wymaganego przepisami zezwolenia na pracę. Z kolei w jednym z gospodarstw w pow. tarnowskim z 13 Ukraińców pracujących przy zbieraniu i sortowaniu tych owoców, tylko 4 zatrudnionych było legalnie.
W obu przypadkach wobec obcokrajowców pracujących "na lewo" wydano decyzje administracyjne zobowiązujące do powrotu do ojczyzny.
Ukarani nie będą mogli również wjechać do Polski oraz innych krajów strefy Schengen przez rok.
Wobec pracodawców pogranicznicy skierowali wnioski do sądu o ukaranie za nielegalne powierzenie pracy, co zagrożone jest karą grzywny od 1 tys. do 30 tys. zł.
Właściciele gospodarstw mają ogromne problemy z pozyskiwaniem pracowników - zwłaszcza do zbiorów. "Dziennik Łódzki" podaje, że przy zbiorze czereśni można zarobić miesięcznie 4 tys. zł i brakuje rąk do pracy.
Mieli zbierać truskawki, ale żadnej pracy nie było
- Ze zerwanie kilograma czereśni płacę 1,30 zł. Średnia dniówka to 200 zł, choć są tacy, którzy zrywają jeszcze więcej owoców. Potrzebuję dziesięć osób, do tej pory zgłosiło się siedem - powiedział gazecie Adam Piotrowski, właściciel sadu w gminie Stryków.
Właścicielowi plantacji truskawek, który do zebrania owoców potrzebował 15 osób, udało się znaleźć zaledwie kilka. Przekonuje, że nawet nie mając wprawy, można zarobić ok. 180 zł dziennie (cena za zapełnienie łubianki zaczyna się od 2 zł).
Z kolei na łamach portalu gazeta.pl wypowiedział się sadownik potrzebujący w szczycie sezonu 12 pracowników do zbioru jabłek i gruszek. Ma problem z ich zebraniem mimo, że gwarantuje nocleg i wyżywienie.
- W tym roku na razie mam 6 Ukraińców i mizerne perspektywy na ściągnięcie choćby 2 dodatkowych osób. O Polakach nawet nie myślę. Cztery lata temu zatrudniłem kilku miejscowych. Po pierwszej tygodniówce zniknęli na trzy tygodnie. Wrócili, jak się skończyły pieniądze na alkohol. Rozumiem patriotyzm i "nasi górą", ale owoc nie poczeka, aż pracownik się namyśli. Ukraińcy nigdy tak mnie nie załatwili - mówi rolnik.
- Wiesz o ważnym wydarzeniu? Poinformuj nas o tym. Czekamy: redakcja@agropolska.pl