Wróci obowiązkowe ubezpieczanie upraw?
Może przywrócić obowiązkowe ubezpieczanie wszystkich upraw, a może zlikwidować pomoc poklęskową dla tych, którzy nie kupują polis - posłowie zastanawiali się, w którą stronę powinna iść reforma rolniczych ubezpieczeń.
Podczas poświęconego tym zagadnieniom posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa sporo mówiono o systemach ubezpieczeń rolnych w innych krajach. Zwracano jednak uwagę, że kopiowanie rozwiązań z innych stref klimatycznych i innych modeli gospodarowania nie przyniesie spodziewanych rezultatów.
Susza coraz większym problemem. Jak sobie radzić?
Zdaniem posła mimo spodziewanych głosów krytycznych należałoby przynajmniej rozważyć przywrócenie obowiązkowego ubezpieczenia wszystkich upraw. Dzięki temu nie byłoby powodu do stosowania wysokich składek.
- Wówczas duże firmy ubezpieczeniowe, które weszłyby w system, obejmując duży obszar Polski, a najlepiej całą Polskę, minimalizowałyby ryzyko, bo zjawiska przyrodnicze nigdy nie występują na terenie całego kraju, czyli ryzyko się rozkłada regionalnie - wyjaśniał Ardanowski.
Podczas komisji wskazywano również, iż rolnicy nieubezpieczający upraw także dostają pomoc poklęskową z budżetu państwa. Co prawda w wymiarze 50 proc., ale zawsze. Poza tym ze wsparcia dla tych ubezpieczonych odlicza się kwotę, którą dostają z tytułu ubezpieczenia.
Ubezpieczenia w rolnictwie mają być powszechne, ale nie obowiązkowe
Wtórowała mu poseł Paulina Hennig-Kloska (N). - Nie jestem zwolenniczką nakazu ustawowego, ale jeżeli chcesz czerpać z pomocy państwa, to musisz współuczestniczyć w systemie. W związku z tym absolutnie rolnicy, którzy nie ubezpieczają się w żadnym zakresie, nie powinni również liczyć na pomoc - stwierdziła.
Zapędy parlamentarzystów w kwestii reformowania systemu ubezpieczeń tonował wiceminister rolnictwa Jacek Bogucki.
- Chyba trochę gratuluję państwu posłom wiary w coś, co próbowano od lat bez efektu stworzyć w dziedzinie fizyki, czyli w perpetuum mobile. Państwo wierzycie, że coś takiego zbudujemy w systemie ubezpieczeń. Wiara polega na tym, że oto znajdzie się system, w którym rolnicy otrzymają więcej, niż włożą do systemu, że odszkodowania będą wypłacane w wyższej wysokości, niż są wpłacane składki - mówił wiceszef resortu.
Rząd za obowiązkowym zgłaszaniem upraw GMO
- Z tego musimy sobie zdawać sprawę, bo z dochodów muszą być także pokryte koszty działalności firm ubezpieczeniowych niezależnie od tego jaki nie byłby to system. To chyba jest oczywiste - zaznaczał Bogucki.
Jeśli chodzi o koncepcję obowiązkowych ubezpieczeń, to skoro gruntów ornych mamy ok. 14 mln ha, to składka wyszłaby według wiceministra w wysokości np. 200 zł od hektara.
- Jeżeli państwo jesteście przekonani ponad podziałami politycznymi, że możemy rolnikom zaproponować taką składkę jako obowiązkową, to proszę o komisyjny projekt ustawy, bo rządowego projektu w takim zakresie nie będzie - wyjaśniał Jacek Bogucki.
Takiej suszy jeszcze nie było. Brakuje miliardów metrów sześciennych wody
Jak jednocześnie stwierdził, resort nie ma zamiaru zaproponować rozwiązania, w którym rolnik uprawiający żyto będzie musiał płacić powszechną, jednakową składkę, taką jak sadownik. Bo zupełnie inne są koszty oraz dochody z tych działalności.
Wiceminister nie ukrywał, że system ubezpieczeń jest bardzo trudny do zbudowania.
- Próbujemy przygotowywać lepsze rozwiązania od rozwiązań istniejących, ale nie gwarantujemy, że jesteśmy w stanie przygotować projekt, który będzie powszechny, tani, dostępny, sprawny i zafunkcjonuje od lutego przyszłego roku – podsumował urzędnik.
- Krok po kroku w zakresie doboru odmian, nawożenia i ochrony roślin. Zamów prenumeratę miesięcznika "Nowoczesna Uprawa" już teraz