Opryskiwacze rolnicze w walce z koronawirusem
Trwająca epidemia zmobilizowała rolników, w tym głównie sadowników do pomocy w ograniczaniu rozprzestrzeniania się patogenu, który stanowi obecnie bezsprzecznie największe dla całego świata wyzwanie.
Okazuje się bowiem, że wykorzystywany w gospodarstwie sprzęt doskonale nadaje się dezynfekcji głównych i pobocznych arterii miast. Sens przeprowadzania tego typu działań budzi wprawdzie wiele kontrowersji, ale opryskiwacze rolnicze zdają się lepiej sobie radzić z aplikacją odkażającego preparatu od urządzeń ręcznych, czy instalowanych na pojazdach komunalnych. Chodzi głównie o większą wydajność i zwrotność.
Stąd też najczęściej w organizacji takich akcji uczestniczą specjalistyczne ciągniki sadownicze i dedykowane im opryskiwacze, które ponadto generują znacznie wyższe ciśnienie oprysku. Sprzęt znakomicie spisuje się szczególnie w ciasnych i krętych uliczkach, gdzie pojazdy ciężarowe nie mają większych szans na sprawne poruszanie się.
Sadownicy chcą swojej tarczy antykryzysowej
Odkażanie miast przy użyciu sprzętu rolniczego obserwowaliśmy najpierw we Włoszech, Hiszpanii i Francji. Później wzorem krajów z południa Europy poszła także Polska, a jedną z większą akcji zorganizowano w godzinach nocnych na początku kwietnia br. w Grójcu, czyli stolicy naszego zagłębia sadowniczego.
Co warto dodać, po stronie zarządców miast są jedynie koszty środka dezynfekującego. Rolnicy z kolei udostępniają za darmo swoje paliwo, sprzęt, pracę i czas. Wpływ stosowanego preparatu (roztwór wodny podchlorynu sodu) na armaturę cieczową opryskiwacza jest już częściowo znany, ponieważ niektórzy sadownicy wykorzystują go do walki z chorobami grzybowymi kory drzew.
Nie jest to jednak substancja oficjalnie zarejestrowana do użytku. Jak jedna podkreślają producenci sprzętu do ochrony roślin oraz ich właściciele, kilkurazowa dezynfekcja i niezwłoczne oraz dokładne umycie zbiornika i magistrali cieczowej nie powinno negatywnie się odbić na maszynie.